Tym, jakże przewrotnym, tytułem wpisu rozpoczynam swoistą krucjatę wobec wszelkich plotek, pogłosek, manipulacji, blefu ze strony różnych stron, niczym Don Kichot swoją walkę z wiatrakami - ja, Miguel Traves de la Puerta, od dekady związany ze środowiskiem "konserwatywno-liberalnym" (uwielbiam ten oksymoron) - wypowiadam wojnę wszelkim kłamstwom i oszczerstwom, które towarzyszą środowisku Kongresu Nowej Prawicy w ostatnich dniach.
Wyjątkowo pompatyczna forma moich wpisów, będzie zdobić treść służącą opisaniu tego co nieopisane, wytłumaczeniu tego co niewytłumaczone, zdefiniowaniu tego co niezdefiniowane i tak dalej, i tak dalej. Cieszę się, że poczułem w sobie moralne "zielone światło" do przedstawienia różnych zawiłości życia partyjnego, do czego zawsze czułem wstręt. W czasie trwania, stanu wyjątkowego, gdzie jedna strona konfliktu w sposób bezczelny atakuje drugą, korzysta z ciosów poniżej pasa, używa partyjnych kanałów przepływu informacji do swojej walki o dezintegrację środowiska i utworzenia Nowego Ugrupowania, które miałoby być potwierdzeniem teorii krążenia elit Pareto, oraz w którym to "stara elita" spod znaku Stanisława Żółtka, Michała Marusika, miałaby zostać zamieniona "nową elitą" spod znaku Przemysława Wiplera, Konrada Berkowicza.
Przede wszystkim, na wstępie merytorycznym, chciałbym dobitnie podkreślić, że nie jestem wrogiem Przemysława Wiplera ani Konrada Berkowicza (no, w jego przypadku - to jestem wrogiem jego pozamerytorycznej formy wypowiadania się). Niemniej jednak, na potwierdzenie tych słów, szczególnie w wypadku posła Kongresu Nowej Prawicy - nie byłem jego wrogiem i nawet (czym zaskoczę swoich "betonowych" kolegów) popierałem jego start w Warszawie, z 1-ki do Europarlamentu gdyż uznawałem, że zwiększa to szanse na mandat dla JKM-a, Stanisława Żółtka (ogólniej - dla partii). Jednak wieczorem, 25-ego maja, po usłyszeniu wyników wyborów - uznałem, że myliłem się (mea culpa), a wieczorem 16-ego listopada, kiedy to zobaczyłem wyniki wyborów samorządowych - uznałem, że start Michała Marusika - był nawet lepszą opcją, i nie zdziwiłbym się gdyby Przemysław Wipler uzyskał gorszy wynik... Mniejsza - teraz tego nie zweryfikujemy więc przejdźmy do rzeczy.
Z racji tego, że wypowiedzi prezesa KNP (przypominam malkontentom - jest nim Michał Marusik) są bardzo wyważone i starają się łączyć, nie dzielić, a w obliczu zmasowanego ataku medialnego Przemysława Wiplera oraz jego stronników na legalną władzę w partii - uważam za "prezesowy" błąd. Jeżeli przeciwnik wyciąga broń palną i celuje nią w honorowego szermierza, wysyła explicite sygnał, że nie będziemy walczyć na szpady/florety/szable, tylko przechodzimy na wyższy poziom brutalności.
Z początku sam nie byłem zadowolony z decyzji Konwentyklu dot. zmiany prezesa partii z JKM-a na Michała Marusika. Jednak, jako legalista, uznałem tę zmianę (nie chodzi tu, rzecz jasna, o personalia - wybór Konrada Berkowicza/Artura Dziambora/Jacka Wilka/Przemysława Wiplera/Stanisława Żółtka - również bym zaakceptował, mając mniejsze lub większe zastrzeżenia, ale nigdy w świecie nie wypowiedziałbym posłuszeństwa w taki sposób z jakim mamy do czynienia teraz, oczywiście ze strony ludzi Wiplera) i dalej ją uznaję, a po reakcji środowiska, darzę tę decyzję co raz to większą sympatią.
Dla środowiska poszedł jasny sygnał. "Oni źli" - "My prawi". Rozłóżmy to na czynniki pierwsze - jacy "My"? "My" czyli konglomerat skonstruowany przez Wiplera posługujący się żałosną retoryką "bycia bardziej korwinowym od samego Korwina", z drugiej strony mamy to, bardzo pieszczotliwie określenie, "Oni". Kim są "Oni"? "Betonem" (jeszcze piękniejszy zwrot), "leśnymi dziadkami (mój faworyt), "hamulcowymi" (mhm..), można by wymieniać i wymieniać, popisując się przy tym co raz to nowszymi konstrukcjami semantycznymi. W każdym razie, po tym wpisie jestem już, z całą pewnością, w jednym worku z "Nimi". Jakie jest źródło tego podziału? Czy w którejkolwiek dyskusji na facebooku, werbalnych przepychankach ktoś spróbował znaleźć źródła takiego, a nie innego podziału? Jeżeli nie, potraktuję to jako wyzwanie i przedstawię Wam historię tego głośnego podziału. Po zrobieniu wywiadu środowiskowego, po rozmowach z wieloma działaczami (starymi i nowymi, "betonem" i "społdzielcami" etc.) wypracowałem pogląd, który raz na zawsze przedstawi dobrze uargumentowane źródło powstania takiego, a nie innego podziału w partii.
W tym miejscu stawiam tezę, którą postaram się uargumentować: Przemysław Wipler jest twórcą frakcji betonowej.
Przeciwnicy betonu w tym momencie wybuchną śmiechem. Nie każę im tego czytać więc pozwalam im teraz na powrót do krainy facebooka gdzie mogą śmiało zająć się wyzywaniem Marusika/Wilka/Dziambora/Żółtka/Daleckiego/Pawlaka i wypisywaniem peanów na cześć JKM-a/Wiplera/Berkowicza. Moją analizę kieruję do ludzi samokrytycznych z obu stron sporu, którzy są w stanie wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski.
Cofnijmy się do roku 2014, który to przyniósł wiele wyjątkowo dynamicznych wydarzeń w życiu politycznym Kongresu Nowej Prawicy. W pewnym momencie w partii pojawia się Przemysław Wipler, silny merytoryczny steryd (oczywiście mający też swoje skutki uboczne - słynna sprawa na Mazowieckiej), zadający być może śmiertelny cios formacji Jarosława Gowina, pokazując Polakom, że to KNP jest partią bardziej wiarygodną do realizowania, w gruncie rzeczy, podobnych postulatów. No cóż, uważałem, że to jest pozytywne novum i w przeciwieństwie do wielu partyjnych kolegów, nie krzyczałem "hańba!", gdyż nie odczuwałem takiej potrzeby.
Pierwszym krokiem Przemysława Wiplera była próba uzyskania warszawskiej 1ki do Europarlamentu przy poparciu... Samego JKM-a. Motywował to m.in. chęcią zemsty wobec Pawła Kowala (taka vendetta bardzo mi się podobała gdyż jest to jeden z niewielu znienawidzonych przeze mnie polskich polityków), który to wyrolował środowisko Wiplera z Polski Razem JG i miał większy wpływ na decyzje Gowina, aniżeli Wipler, któremu marzyło się bycie drugą, jeżeli nie pierwszą twarzą tego środowiska politycznego. Starania Wiplera spełzły na niczym, a ten musiał pogodzić się z decyzją władz partii i przyłączyć się do kampanii europarlamentarnej, jako jej trwały, choć niekandydujący, element.
Następnym krokiem Wiplera stało się szukanie sojuszników w ramach partii, przy których będzie mógł wzmacniać swoją pozycję. Ostentacyjne poparcie "dwóch dwójek" - Jacka Wilka w Warszawie, i Konrada Berkowicza w Krakowie nie miało żadnego sensu politycznego, gdyż wszyscy wiemy, że w 99% przypadków to 1-ki są wybierane. Ku czemu miało to służyć? Czy ktokolwiek z czołowych członków partii, nie kandydujący w tych wyborach popierał jakieś 2-ki na liście? Oczywiście, że nie. Był to jedynie prywatny sposób Wiplera na pokazanie światu, że on stoi po stronie "tych", a nie "tamtych". Tym sposobem antagonizowania ludzi pokazywał, że "skoro 2-ki są lepsze od 1-ek, znaczy, że władze popełniły złą decyzję, a swoim wiplerowskim poparciem wyrazi swój sprzeciw wobec tychże błędów" (dowodem na potwierdzenie argumentu, że był to tylko sposób na pozyskiwanie sojuszników jest fakt, że Jacek Wilk jako kandydat na prezydenta Warszawy już nie był w mniemaniu Wiplera takim dobrym kandydatem, jak do Europarlamentu - pewnie dlatego, że alternatywą nie był już, ostrożny wobec Wiplera, Michał Marusik - a sam Przemysław Wipler)
Długi okres przerwy między wyborami - z perspektywy zwykłych sympatyków, nie działaczy - wydaje się raczej nudnym. Nic bardziej mylnego. Po 25 maja rozpoczęła się wytężona działalność Przemysława Wiplera na rzecz budowy własnego zaplecza w ramach KNP, w tym momencie przechodzimy do kroku trzeciego. Jest nim próba zbudowania koła poselskiego, które miałoby sprawić, że przekaz medialny Przemysława Wiplera, jako reprezentanta KNP, będzie bardziej wiarygodny i pozwoli mu na uniezależnienie się od, wciąż nieufnych mu, władz partii. Łukasz Gibała, Jacek Żalek, to tylko niektóre z nazwisk które Wipler chciał pozyskać w szeregi partii. Ciekawym jest przykład Jarosława Jagiełły, który wypełniał 1/3 celów Wiplera, lecz w obawiae o lincz ze strony Internautów, Wipler zaczął wypowiadać się negatywnie o decyzji przyjęcia go do KNP, choć w głębi duszy cieszył się z tego powodu. Niestety, Jarosław Jagiełło odpuścił sobie zabawę w korwinistę przez co opuścił, jeszcze nieistniejące, koło poselskie KNP, pozostawiając marzenia Wiplera o kole na czas bliżej nieokreślony.
Krok czwarty, który pokrywał się czasowo z krokiem poprzednim wiązał się z badaniem nastrojów partii, co powoli zaczyna rozwijać przed nami tajemniczą genezę "betonu". Wipler jeździ (z JKM-em lub bez) po całej Polsce i wypatruje trzy najbardziej skłócone regiony KNP: 1)Małopolska 2)Śląsk 3)Warszawa
Każde z tych miejsc posiada swoje własne lokalne konflikty, jakieś wojenki personalne oraz problemy mniej niż bardziej złożone:
1) W Małopolsce pojawia się kłótnia między Stanisławem Żółtkiem a tandemem: Konrad Berkowicz & wybranka jego serca - Agata Banasik. Dlaczego doszło do tego konfliktu? Chodzą plotki, że poszło o kwestie... Ekhm... Jako przedstawiciel tego środowiska, z bólem serca i z niejakim wstydem to piszę - o kwestie materialne. Żółtek nie chciał zatrudnić Agaty Banasik w swoim biurze europoselskim, nie do końca był pewien co do rezygnacji z mandatu w wyborach parlamentarnych, czym z kolei rozsierdził Konrada Berkowicza. Konflikt urósł do rangi wojny (ponoć Żółtek wyrzucił siłą Berkowicza ze swojego domu gdyż ten zaczął rzucać "kur*ami" w obecności małżonki europosła). Co się dzieje w tym momencie? Do Krakowa przybywa rycerz na białym koniu - Przemysław Wipler. Co robi? Otwiera swoje biuro poselskie! Poseł z Warszawy otwiera swoje biuro poselskie w Krakowie, niesłychane! Ciekawe kto znalazł w nim zatrudnienie? ;)
Oczywiście, nie jest istotne skąd płyną pieniądze - czy z kancelarii sejmu czy z "Republikanów" - wyjątkowo zabawne. Tym krokiem, Przemysław Wipler na trwale zantagonizował Kraków, dzieląc go na "Żółtkowców" i "Berkowiczowców", mając tych drugich po swojej stronie.
2) Śląsk jest jeszcze cięższym polem partyjnym. Już od 2011, wciąż pojawiały się w nim kolejne konflikty. Mamy Dąbrowę Górniczą gdzie stacjonują "Starzy UPR-owcy" - Tomasz Skóra i Grzegorz Jaszczura, mamy część opanowaną przez zwolenników Wiesława Lewickiego, część opanowaną przez zwolenników p. Beaty Banasiewicz i część opanowaną przez Bogusława Cioka - dynamika zawierania sojuszy i prowadzenia wojen poszczególnych frakcji na Śląsku przypomina mi czasy gdy czytałem "wojny peloponeskie" Tukidydesa - niesamowite zjawisko. W każdym razie, tutaj Przemysław Wipler znalazł jeden punkt zaczepienia - fakt wyrzucenia p.p. Cioka i Lewickiego z partii przez organ zdominowany przez "Starych UPR-ców". Nie będę wchodził w dyskusje na temat zasadności tej decyzji, bo mam mieszane uczucia i ciężko wypracować mi jednoznaczny werdykt. Niemniej jednak Wipler odnalazł Dominika Charasima, który był głównym, partyjnym dzieckiem, Wiesława Lewickiego i udało mu się na trwałe ustawić go przeciwko starszyźnie ze Straży.
3) Akurat sprawa Warszawy mnie najbardziej bawi. Tutaj z kolei odnalazł spór między świeżo wybraną elitą oddziałową (słynne OGO - Oziębło, Gajda i Oleszczak) a założycielami oddziału, działaczami KNP od 2011 - m.in. Mieczysławem Burchertem, Tomaszem Daleckim, Dariuszem Wodnickim, Jackiem Wilkiem. Oczywiście stanął po stronie OGO, przez co ta nazwa, brzmiąca jak proszek do prania, przepoczwarzyła się w WOGO. Co mnie najbardziej bawi w tej sytuacji? To, że Przemysław Wipler nagle stał się wielkim przeciwnikiem Jacka Wilka, którego tak intensywnie popierał w obliczu wyborów do europarlamentu. No cóż, łaska posła na pstrym koniu jeździ.
Trzy powyższe konflikty, choć całkowicie niezwiązane ze sobą, pozwoliły Wiplerowi na połączenie ich w jeden wielki - co okazało się bardzo krzywdzące dla wielu osób, jak i dla całej partii. Właśnie w tym momencie dostrzegamy uformowanie tego mitycznego stronnictwa, które zwie się "betonem", do którego to poseł Wipler powrzucał najróżniejsze osoby, dzieląc partię na ich przeciwników (których to stał się nieformalnym liderem), jak i ich zwolenników:
- Wielkopolska przeszła pod skrzydła Przemysława Wiplera gdyż Artur Bednarz, jeden z czołowych dygnitarzy wielkopolskiego KNP, będący kiedyś Sekretarzem Generalnym partii, był współpracownikiem Wiesława Lewickiego i to wyrzucenie śląskiego działacza było powodem na wejście Wielkopolski pod skrzydła Wiplera. Oprócz tego Wiplerowi udało się skutecznie otrzeć łzy Wielkopolan, przypominając im ich wyrzuty wobec Artura Dziambora, który obiecał im kiedyś miejsca we władzach partii, co się nie spełniło - Wipler stawia sprawę "zero-jedynkowo" - albo "wróg" albo "przyjaciel". Bednarz i Kopacz stają się przyjaciółmi Wiplera, więc muszą automatycznie stać się wrogami środowiska, które to Wipler wskaże palcem.
- Dolny Śląsk za sprawą Roberta Maurera, który również stał po stronie Wiplera do czasu reakcji sympatyków KNP na słynną zmianę prezesa, której wnioskodawcą był właśnie wrocławski lider.
- Inne regiony są mniej istotne i oczywiście dzielą się na stronników Wiplera, i jego przeciwników i ich los powędrował w różnych kierunkach.
Tak oto Wipler utworzył dwa środowiska w partii - "Spółdzielnię" i "Beton", które trwale wobec siebie zantagonizował. Na tym się to jednak nie skończyło. Do zwycięskiej batalii musiał postawić kolejny, już piąty krok. Trzeba swoją pozycję zalegalizować. Październikowy konwent miał go uczynić wiceprezesem. Rzeź przy głosowaniu nad absolutoriami, oczywiście wcześniej zaplanowana, miała jeden niespodziewany element - jedyną osobą, którą Wipler umieścił we frakcji betonowej i nie została przez konwent zanihilowana był - lider Pomorza, Artur Dziambor. Pokazało to słabość Wiplera wobec tej osoby, gdyż z łatwością udało mu się uwalić mnóstwo ludzi, którzy nawet nie brali udziału w konflikcie wewnątrzpartyjnym, a Dziambora jakoś nie. Zabawnym był też fakt, że nawet prowadzący konwent, Dominik Kowalski, człowiek Dominika Charasima i ekipy ze Śląska trzymającej z Wiplerem był tak przekonany o tym, że Dziambor zostanie pozbawiony absolutorium, że nawet pomylił się i ogłosił, że "absolutorium nie otrzymał" - dopiero chwilę po tym dotarło do niego, że się mylił. Było ciężko, lecz Wipler osiągnął to co chciał - jego stronnicy stanowili większość w Radzie Głównej partii, mógł szykować się do tworzenia koła poselskiego i odpuścić sobie na chwilę wewnętrzne wojny w partii.
Szósty krok Wiplera został właśnie postawiony. Po zaskakującej decyzji o zmianie prezesa partii, Wipler zdał sobie sprawę, że mit założycielski jego frakcji, czyli "zły beton", dzięki któremu udało mu się wejść na szczyt partyjnej hierarchii jest w stanie go zaskoczyć i zrobić wyjątkowo sprytny manewr, po prostu zmieniając prezesa - z powodów, nie ideologicznych, personalnych, a z czysto technicznych. Wywróciło to do góry nogami cały jego plan i doprowadziło do jego konstatacji, że musi wypowiedzieć środowisku, które sam stworzył i powrzucał do niego pojedyncze jednostki związane z KNP ,wojnę na śmierć i życie. Postawił wszystko na jedną kartę i uznał, że zniszczy lata pracy działaczy KNP, założy nową partię gdzie sam będzie realizował władzę i namówi swoich ludzi do kreowania wizji nadchodzącej, nowej partii (wydzwaniając po wszystkich liderach KNP i stawiając ich przed rzekomym faktem dot. powstania nowej partii). Udało mu się zbudować atmosferę napięcia, grzmiąc na konferencjach prasowych o "zamachu stanu w KNP", "nożu w plecach JKM-a", wykrzykując wiernopoddańcze frazy w stosunku do JKM-a (narażając się tym na śmieszność gdyż, będąc działaczem Prawa i Sprawiedliwości traktował swojego "wodza" z politowaniem i wręcz naśmiewał się z niego)
Mamy do czynienia ze skrajną dezinformacją. Wipler i Berkowicz już nawet nie kryją się na spotkaniach z możliwością złagodzenia sporu. Oni grają na nową partię, i choć wychowałem się na Korwinie, przyznaję się, że jestem korwinistą - pójdę z JKM-em wszędzie, ale wszędzie tam gdzie Wipler i jemu podobni nie będą mieli na niego wpływu. Dlatego Drodzy Przyjaciele, nie pozwólmy Wiplerowi postawić kolejnego kroku, który będzie niczym innym jak zniszczeniem naszej pracy.
Also sprach Miguel Traves de la Puerta
P.S. To tylko początek moich spostrzeżeń. Mam jeszcze mnóstwo ciekawostek i kwestii, które muszą zostać wytłumaczone - bo brak sympatii do "betonowych" członków rozumiem, ale kłamstwa ze strony Wiplera w stosunku do Michała Marusika, Artura Dziambora, Stanisława Żółtka i Jacka Wilka, w celu ich zdyskredytowania przed nieświadomymi sympatykami - nie zdzierżę i będę je publicznie napiętnował.
Przemysławie Wiplerze, przyjmuję Twój poziom prowadzenia dyskusji "zewnątrz-partyjnej".
O bredniach typu, że Korwin został odwołany z powodu sytuacji technicznej (najbardziej rozbawiło mnie tłumaczenie, że MY wiemy lepiej, że Korwin musi odpocząć bo sobie rady nie da, od samego Korwina ^^ Normalnie lewica poziom ekspert), czy o tym, że stoisz po jednej stronie z tym chamem Wodnickim, nawet pisać nie będę, bo żal to komentować.
OdpowiedzUsuńCo do reszty - możesz z czystym sumieniem podać sobie rękę ze świadkiem tefałenu. W duecie razem z nim stworzyliście z Wiplera ponad człowieka, super saiyanina, Hulka, Chucka Norrisa, Leleoucha, czy innego fantazyjnego bohatera. Nie dość, że Wipler sam, po pijanemu rozwala cały kordon policyjny i to jedną ręką, a drugą gra w Mass Effecta, to jeszcze jest super geniuszem, człowiekiem intrygą, graczem o tron, który ot tak się pojawił w KNP i sam zjednał sobie masę wpływowych sprzymierzeńców, serca elektoratu, przychylność Króla, plecy u władzy, stając się super wpływowym członkiem partii i to wszystko w PÓŁ ROKU z rangą członek-kandydat, a jedynym sposobem by utrzeć mu nosa było odwołanie Króla, za pomocą prawa, które oddał w pełnym zaufaniu swoim wieloletnim przyjaciołom, a którzy wykorzystali je przeciwko niemu.
Z drugiej strony, jeśli to co napisałeś to prawda, to tym bardziej jestem za tym, by Wipler stał przy boku Korwina, bo taki geniusz (i to wykorzystywany w dobrym celu) jest rzadko spotykany i przyjmując powyższy wpis jako fakty, mogę stwierdzić, iż Wipler mógłby na równych prawach brać udział w Grze o Tron.
http://korwin-mikke.pl/img/slogans/23.gif
UsuńKtoś ma wątpliwości? To niech przeczyta jeszcze raz myśl JKM.
Widać nie jesteś związany z Korwinem dłużej niż 3 lata. W UPR-ze zmiana JKM-a czy głosowanie przeciwko absolutorium dlań wiązała się li tylko z kwestią personalną i problemami wobec jego osoby. Tutaj mamy stosunek do osoby Wiplera, nie JKM-a, skoro i tak nikt nie głosował przeciw jego kandydaturze na prezydenta.
OdpowiedzUsuńTo nie wymaga bycia "fantazyjnym bohaterem", tylko sprawnym rozgrywającym, mającym czas i pieniądze. To nie jest nadludzka siła, Wipler miał ku temu możliwości i wykorzystał je. Nie widzę tutaj niczego genialnego - zwykłe wykorzystanie środków w celu realizacji swoich pomysłów. Jeżeli jest to dla Ciebie jakiś "rzadko spotykany geniusz" to musisz mieć naprawdę mało doświadczeń życiowych.
Nigdzie nie napisałem że stoję po stronie "tego chama Wodnickiego". Toż chyba wyraziłem się jasno, że sformułowanie jakiejś mitycznej frakcji betonowej i wrzucenie do jednego worka Wilka, Marusika, Wodnickiego, Dziambora, Najzera i Żółtka jest czymś sztucznym, wyprodukowanym właśnie przez działalność posła Wiplera.
"
OdpowiedzUsuńTo nie wymaga bycia "fantazyjnym bohaterem", tylko sprawnym rozgrywającym, mającym czas i pieniądze. To nie jest nadludzka siła, Wipler miał ku temu możliwości i wykorzystał je. Nie widzę tutaj niczego genialnego - zwykłe wykorzystanie środków w celu realizacji swoich pomysłów. Jeżeli jest to dla Ciebie jakiś "rzadko spotykany geniusz" to musisz mieć naprawdę mało doświadczeń życiowych."
Ograł członków konwentyklu i jeszcze parę osób i zwodzi Króla, nie wspominając już ponownie o członkach partii oraz wyborcach. Skoro on nie jest ponadprzeciętnie inteligentny, to ci ograni są głupi. Ale to nadal wersja przychylna Wiplerowi, a nie wam. Pierwszy z rzędu - Żółtek też ma kasę i dużo więcej czasu, bo Wipler jeszcze musi spełniać obowiązki posła, etc. A Żółtek od czasu do czasu pojedzie sobie do UE bo musi.
A i tak największym dowodem na wasz fałsz jest Król - on występuje przeciwko wam i cokolwiek sobie powiecie, jak to dla jego dobra działacie, czy będziecie twierdzić, ze wcale tak nie jest, to chyba zapomnieliście o jednej rzeczy - przyczynie sukcesu KNP - internecie. Korwin "nakręcił" już nie jedną wypowiedź o konflikcie i jego odwołaniu, gdzie mówił, że to Wy nakręcacie aferę, że knujecie, spiskujecie, że gdyby Żółtek poświęcał chociaż 1/10 tej energii na działanie w sprawie partii, to KNP by było o wiele silniejsze, że powodem konfliktu jest to, iż boicie się otworzyć na ugrupowania typu Koliber, Republikanie, etc. Już nie raz wspominał, jak to Konwentykl wykorzystywał "Straż" by wyrzucać aktywnych i ambitnych członków partii bojąc się, że będą zdobywać zbyt wielkie wpływy.
To Król jest tą partią i to jego stanowisko jest decydujące. Jeżeli opowiedziałby się przeciwko Wiplerowi, to wasze tłumaczenia miałyby sens. Obecnie nie mają.
Miguel, dziekuje. Nareszcie ktoś zaczal grzmiec od strony betonu. Szkoda, ze tak pozno.
OdpowiedzUsuńkim ty gosciu jestes i jakie masz dowody, że to co piszesz jest prawdą? taką ściane tekstu też mogę sobie wyprodukować.
OdpowiedzUsuńod samego początku byłem zwolennikiem Wiplera i go broniłem,... skończyło się to Konwencie,... naprawdę brzydko przeklął gdy zobaczył że AD przeszedł głosowania z głową na karku.
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy, to dla mnie jako obserwatora z zewnatrz, ten tekst podkresla jedynie zdolnosci taktyczne Wiplera a sam Wipler staje sie dla mnie jeszcze bardziej godny uwagi (wczesniej traktowalem go neutralnie).
OdpowiedzUsuńZ tego co piszesz to spor w KNP juz byl a Wipler jedynie opowiedzial sie po ktorejs ze stron. Co w tym nagannego? Umiecie wyjsc poza swoje ego i wczuc sie w perspektywe Wiplera? Przeciez jego dzialania sa bardzo naturalne a to, ze polityk probuje uzyskac wplywy w partii to rzecz na wskros oczywista.
Jesli prawda jest konflikt krakowski, wspomniany w tekscie, to Zoltek rysuje sie w nim jako wsteczny bieg partii blokujacy dynamike mlodych. Juz Wojtera kiedys przypominal jak to bylo za UPRu, że mlodzi rwali sie do roboty,ale "starzy" mieli wiecznie jakis problem i czerpali dziką satysfakcje w stwarzaniu coraz to nowych problemow wewnatrz partyjnych. A wiec z tym betonem chyba cos jest na rzeczy. JKM powinien przyznac sie do bledu, ze status partii jest zly i byc moze kadencyjnosc bylaby rozwiazaniem aby uszczuplic swawole panow z wasem.
Tea Party w Ameryce jakos dziala sprawnie a idee sie nie rozmywaja w tym srodowisku. Moze warto przyjrzec sie mechanizmom na jakich dziala tea party. Twardoglowy konserwatyzm, ktory konserwuje dla samego konserwowania to najszybsza droga do porazki.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeciez to nie poszlo o Wiplera tylko o odwolanie Korwina. A odwolanie Korwina nastapilo nie dlatego by go odciazyc (bezczelne klamnstwo obrazajace inteligencje sympatykow i wyborcow) a dlatego, ze Korwin chcial sie otwierac na innych. Wipler tutaj wyniku rownania nie zmienia - po prostu mala czesc partii uznala ze sie z nim nie zgadza i zapominajac ile mu zawdziecza odwrocila sie od niego uznajac, ze juz jest niepotrzebny. Bardzo nieladne zachowanie.
OdpowiedzUsuńWarto przytoczyc tez wypowiedz Olafa Wojaka sprzed 3 lat:
OdpowiedzUsuń"Afera w Kongresie Nowej Prawicy. 27 października 2012 z partii wystąpiło około 40 osób - w tym wiceprezes Olaf Wojak i rzecznik partii Tomasz Dworzyński na znak protestu aby w strukturach władz partii zaszły zmiany aby z zarządu i wysokich stanowisk Nowej Prawicy odeszły osoby niekompetentne, tacy jak panowie Krzysztof Pawlak, Mieczysław Grzegorz Burchert, Tomasz Dalecki, Dariusz Wodnicki, Adam Woch czy Stanisław Żółtek. W Zarządzie KNP rządzi beton. Są tam ludzie wokół prezesa Korwin-Mikke, którzy utrudniają działanie i rozwój partii. Wykazali się oni niekompetencją i całkowitym brakiem przygotowania podczas wyborów w 2011 roku. A mimo to nadal piastują tak ważne stanowiska. Na znak protestu około 40 osób odeszło z partii.
Ten protest ma wywołać to, usunięcie niekompetentnych osoby z władz partii i zastąpienie je tymi osobami, które odeszły, a które były bardzo zaangażowanymi osobami, i wypruwały swoje nerwy, przeznaczały swój cenny czas i pieniądze na rozwój partii. Bo leśne dziadki we władzach KNP (około 15 osób - w tym wyżej wymienione nazwiska) utrudniają wszelki rozwój Nowej Prawicy. Zwłaszcza teraz, gdy Nowa Prawica osiąga w sondażach 3-4% poparcia. Janusz Korwin-Mikke nie zauważa tego problemu.
29 października bardzo ważne stanowiska w Kongresie Nowej Prawicy objęli panowie Dariusz Wodnicki i Tomasz Dalecki - dwie szumowiny, które niszczą KNP a dawniej UPR swoją totalną niekompetencją. Tutaj poczytajcie sobie kim oni są i co spierdolili w poprzednich latach:"
Jeśli ci dwaj panowie będą pełnili tak ważne funkcje jakie uzyskali wczoraj po odejściu m.in. Tomka Dworzyńskiego, to zapewniam was wszystkich - Nowa Prawica wtedy zginie. Apeluję do wszystkich ludzi, którzy to czytają i chcą lepszej przyszłości w Kongresie Nowej Prawicy. Nie możemy do tego dopuścić bo wtedy cała nasza wielomiesięczna praca nad Nową Prawicą zostanie zaprzepaszczona. Należy jak najszybciej wywrzeć presję aby Korwin-Mikke wymienił tych ludzi, na tych, którzy odeszli w sobotę! LICZĘ NA WASZE POPARCIE! RATUJMY KNP!"
Problemy w KNP nie pojawiły się dzisiaj, ani wczoraj, ani rok temu, co też i sam komentowałem:
OdpowiedzUsuńhttp://pytany.blogspot.com/2013/10/poszy-konie-po-betonie.html#comment-form
http://pytany.blogspot.com/2013/11/czasem-kariera-rozum-odbiera.html#comment-form
Niestety wraz ze wzrostem poparcia w sondażach wzrosły też prawie jawne naciski służb na poszczególne osoby w partii, aby spełniły przydzieloną im rolę.
Niektórym się wydaje, że jak oberpolicmajster powiedział, "...ch.. d... i kamieni kupa”, to Polską już nikt nie rządzi. Spokojnie rządzi! Ja naiwny prostaczek też przez jakiś czas myślałem, że może nie są już te Siły Mroku takie mocne, albo, że jednak dla dobra Polski może dopuszczą do jakichś rzeczywistych, a nie pozornych zmian. Obecnie niestety już nie mam takich złudzeń.
Jakiś spory czas już temu, chyba na swoim blogu (lub w NCz!) JKM zamieścił informację, że skontaktował się z nim "ważny" generał, który powiedział mu wprost, że jak się będzie "Ich" słuchał, to go wylansują i wraz z partią dopuszczą go do rządzenia (czytaj "współrządzenia"). Ja naiwny prostaczek myślałem, że był to przekaz tylko dla JKM i dobrze, że go publicznie ujawnił, ale z perspektywy czasu jako zwolennik teorii spiskowych uważam, że był to przekaz, który miał dotrzeć do żądnych władzy kumatych członków KNP, którzy gotowi byli sprzedać swe dusze za obietnicę przyszłych apanaży i możliwość "porządzenia", tak jak to było za komuny. Jedni wstępując do PZPR sprzedawali się wtedy za pensje poselskie, inni za możliwość publikowania czy uczestniczenia „w kulturze”, inni za 50zł podwyżki pensji, a jeszcze inni "za friko" ze zwykłego ludzkiego strachu. Oczywiście część „leninowskich” pożytecznych idiotów omamiona pięknie brzmiącą propagandą wstępowała do partii dla krzewienia socjalistycznych idei, co też stanowiło dla PZPR pewien kłopot.
Młodym, bez doświadczenia wyniesionego z PRL trudno zrozumieć jak odbywają się „spontaniczne” zmiany władzy. Gdy byłem na pierwszym roku studiów, w marcu 1968 roku miały miejsce tzw „wypadki marcowe”, czyli bunt studentów, który objął ważniejsze ośrodki akademickie w Polsce. O podburzenie młodzieży obwiniano, zresztą słusznie, takie osoby jak: Seweryna Blumsztajna, Jacka Kuronia, Jana Lityńskiego, Karola Modzelewskiego, a także samych Henryka Szlajfera Adama Michnika Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, czyli „bananową” młodzież - synów działaczy komunistycznych. Podburzyć niezorientowanych co się właściwie w Polsce dzieje studentów było bardzo łatwo. Trwająca stagnacja gospodarcza i coraz bardziej wszechwładna i bezczelna cenzura powodowała wśród studentów i środowisk inteligenckich oburzenie i frustrację.
Rodzice na moją uwagę, że gdyby poparli studentów wszyscy Polacy, tylko pokiwali głowami i stwierdzili, że studenci są bardzo naiwni, gdyż zostali użyci do jakichś „rozgrywek na górze”. Niestety szybko okazało się, że mieli rację. W telewizyjnym przemówieniu Gomułki po zakończeniu studenckich strajków można było wyraźnie usłyszeć w tle na zakończenie przemówienia skandowanie Gierek, Gierek! A zatem, to o to chodziło, a nie o jakichś, syjonistów, studentów, czy inne rzeczy. To był tylko widomy efekt walk frakcyjnych wewnątrz PZPR. Wystarczyły kolejne 2 lata, aby w roku 1970 przewrót udał się skutecznie. W 1980r było podobnie o czym można szerzej poczytać w moim artykule opublikowanym na 3Obiegu:
http://3obieg.pl/25-lat-mojej-wolnosci-cz-i-czyli-jak-to-z-pieriestrojka-bylo
Co stawiam pod rozwagę myślącej części młodzieży.
Żurek Janusz
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń