Będzie to z mojej strony króciutki wpis, a raczej moja subtelna obserwacja. Pamiętam moment, w którym to Przemysław Wipler dołączył do Kongresu Nowej Prawicy (jeszcze zanim wstąpił do partii ale już utożsamiał się bardziej z JKM-em niż z Gowinem). Pojawiły się jego pierwsze koncepcje współpracy merytorycznej Republikanów z partią KNP. Ogólnie fajna sprawa - uznałem, że wipleryzacja partii będzie wiązała się z jej profesjonalizacją, że KNP ulegnie procesowi transformacji z małej ideowej partyjki opartej o ogólniki prezentowane przez jej prezesa ku profesjonalnej, nowoczesnej partii opartej o konkretne plany itp. Naprawdę podobała mi się koncepcja - JKM jako latarnia wskazująca dalekosiężne cele i Wipler jako współtwórca środków pośrednich, które mogły przybliżyć nas choć o krok w kierunku "korwinistycznej utopii".
Sądziłem, że wraz z nadejściem Wiplera pojawią się projekty ustaw - nic bardziej mylnego.
Sądziłem, że pojawią się merytoryczne konferencje prasowe dot. ew. cięć budżetowych - nic bardziej mylnego.
Sądziłem, że Republikanie skoordynują swoją pracę merytoryczną z partią, którą zaczął współtworzyć ich lider - nic bardziej mylnego.
Jedyne czym zajął się Przemysław Wipler to podróże po regionach Polski żeby poszczuć jednych przeciwko drugim, żeby wszystkich swoich przeciwników wrzucić do jednego, zmitologizowanego worka o nazwie "BETON" i móc przejąć władzę w partii - czego poszczególne kroki oraz konsekwencje opisywałem w poprzednich wpisach. Wszelkie konferencje prasowe posła Wiplera były równie ogólne jak nieśmiertelne teksty JKM-a, te o likwidacji podatków dochodowych, jednorazowego cięcia biurokracji o 90%, czy też o wprowadzeniu do konstytucji zasady Volenti... Już mniejsza z tym...
W każdym razie transformacja KNP pod względem merytorycznym nie doszła do skutki.
Lecz o to na horyzoncie pojawiła się pewna transformacja - transformacja posła Wiplera. Przemysław Wipler przestał być tym, za którego go uważałem w momencie jego wstąpienia w szeregi Kongresu Nowej Prawicy - wówczas uznawałem go za technokratę, specjalistę w danej dziedzinie, po prostu za łebskiego gościa. Teraz kiedy go obserwuję to po prostu widzę żałosny festiwal jednego aktora, który można przedstawić tak:
1) Przemysław Wipler jako naczelny przyjaciel wszystkich "Jestem Przemek, będę skracał dystans - wszyscy mnie pokochajcie"
2) Przemysław Wipler jako celebryta "Zróbmy sobie wszyscy selfie - selfie tu, selfie tam"
3) Przemysław Wipler jako apoteoza JKM-a "Jestem pierwszym spośród Korwinistów tego świata, będę zwracał się do prezesa per 'wodzu!', mam jedyny autorytet by twierdzić kto jest w partii wrogiem samego JKM-a, a kto nie!"
4) Przemysław Wipler jako emanacja całego internetowego ścieku "Jak będę gadał o kucach, masakrowaniu lewaków, 'krulu' to wszyscy mnie pokochają"
5) Przemysław Wipler jako totalna kompromitacja przekazu medialnego "Pozdrowienia dla wykop.pl, założę bluzę redisbad do studia, żeby pokazać, że jestem fajnym antykomunistą, i że jestem typem luzaka"
6) Przemysław Wipler jako "genialny" produkt marketingowy "Specjaliści od PR-u mówią mi, że za mało się uśmiecham - dlatego w każdym programie muszę się wyjątkowo sztucznie uśmiechnąć do kamery, żeby każdy widz wiedział, iż pracuję nad tym!"
Miała być "wipleryzacja Korwinistów", a mamy do czynienia z "korwinizacją Wiplera". Tyle w temacie transformacji - szkoda tylko, że ten cały cyrk nastąpił kosztem rozwalenia marki, którą wielu ludzi tworzyło przez ostatnie 4-6 lat.
Tajemnice spod KaNaPy
środa, 28 stycznia 2015
niedziela, 25 stycznia 2015
Prognozy Delapuerty
Od dłuższego czasu nie napisałem niczego nowego - pewnie dlatego, że za bardzo mi się nie chciało. Przyglądałem się bacznie atmosferze wokół zakładania nowej partii, jeździłem po różnych częściach Polski by zweryfikować plotki: "KNP to UPR-bis", "90% członków odchodzi z KNP" oraz różne inne sprawy, które okazały się nic niewartymi kłamstewkami. Ogólnie zabawna sytuacja - poseł Wipler jest wyjątkowo zdesperowany. Dzwoni po różnych oddziałach/regionach KNP i obiecuje kilku osobom NA RAZ (sic!) 1-ki do sejmu - w zamian za wyprowadzanie członków KNP pod nowy szyld. Nie mogę się doczekać momentu, w którym marzenia "niedoszłych, młodych posłów" prysną jak bańka mydlana w momencie kiedy będzie trzeba zagospodarować kolejne spady. Dr Grabowski, Gibała, Żalek e tutti quanti chyba nie będą współtworzyć KORWiN w zamian za 2-ki i 3-ki na listach? Oczywiście, że nie. Łódź, Olsztyn, Elbląg to tylko jedne z wielu okręgów, z których będą startować nowe nabytki partii. No cóż, życie! :)
Gdzie tu jest miejsce dla KNP? Zbliżają się wybory prezydenckie i w tym momencie istnieją trzy scenariusze:
1) Bezsensowny - poparcie JKM-a. Równie dobrze, wszyscy członkowie KNP mogliby zasilić formację KORWiN bo przy tym wariancie nie mają żadnych potencjalnych korzyści, a same straty. Już widzę jak Szef Sztabu JKM-a - Przemysław Wipler, który wypowiedział wojnę totalną KNP, zgodzi się np. na pojawienie się feniksów na plakatach Korwina. Oczywistym jest, że KNP, mógłby ew. pomóc zbierać podpisy - co nie przełoży się na żaden sukces tej formacji. Szczególnie, że ewidentnie widać, że Wiplerowi zależy na doszczętnym zniszczeniu KNP. Trudno żeby aktualne władze miały "sprzedać Wiplerowi sznur, na którym on je powiesi" - parafrazując klasyka.
2) Umiarkowany - poparcie "obcego" kandydata (Ogórek, Braun, Kowalski). KNP wyjdzie w takim wypadku z twarzą. Niemniej jednak, ciężko tu dostrzec jakieś obiektywne korzyści wynikające z tego działania. Poparcie Dr Ogórek skończy się tym, że duża część elektoratu KNP obrazi się bo "Poparliście komuszkę!!!111". Poparcie Kowalskiego stworzy z KNP przystawkę dla RN-u - co też nie jest najprzyjemniejszym wariantem. Natomiast poparcie Brauna będzie skrajną kompromitacją - bo ograniczy się do zbierania mu podpisów, a jego ew. dobry wynik nie sprawi, że zapisze się do KNP i będzie działał w ramach tej organizacji - już prędzej dostanie przyzwoitą 1-kę z PiSu w - coraz to bliższych - wyborach parlamentarnych.
3) Ambitny - wystawienie własnego kandydata. Najlepszym byłby zdecydowanie Jacek Wilk. Jeżeli KNP zbierze 100tyś podpisów pod kandydaturą Wilka, będzie to niewątpliwy sukces (przypominam, że UPR nie wystawiła swojego kandydata w 2010 i kiedy nie udało się zebrać podpisów pod kandydaturą Strzembosza stwierdziłem, że jest to koniec UPR). Podkreślenie odrębności KNP może przysporzyć sympatię wielu środowisk, które dotychczas nie chciały współpracować ze względu na dwie cechy JKM-a: 1)kontrowersyjność 2)monopol na "liderowanie" środowiskiem. Wilk świetnie wypada w debatach gdyż sprawia wrażenie sympatycznego, merytorycznego - co z pewnością przyniesie mu więcej korzyści aniżeli strat.
Skoro, jak pewnie każdy czytelnik zauważył, wybrałem wariant trzeci - zobaczmy co to może przynieść KNP w dłuższej perspektywie:
1) Będzie to dowód na to, że marka ta jeszcze nie wylądowała na śmietniku historii politycznej.
2) Pozwoli to na pozyskanie nowych środowisk przez co paradoksalnie to KNP może być tą "szerszą formułą", a nie KORWiN.
3) Odpowiednia proporcja sił między wynikiem JKM-a a kandydata KNP (np. stosunek punktów procentowych - 4:2) sprawi, że oba środowiska będą MUSIAŁY pójść na jakąś współpracę i BYĆ MOŻE to właśnie KNP będzie tym "języczkiem u wagi" (w środowisku na prawo od PiS), którym to Korwin tyle razy posługiwał się w swoich felietonach jako "genialnym sposobem na przejęcie władzy przez UPR/PJKM/WiP/KNP/KORWiN.
4) Ew. wejście do sejmu stworzy większą siłę negocjacyjną względem PiS. Bądźmy ze sobą szczerzy: Nawet największe popisy sprytu JKM-a sprawią, że Kaczyński zadecyduje "Okej, Przemek - będziesz wicepremierem ale wyciągnij mi z klubu KORWiNa kilkunastu posłów abym uzyskał większość". Wówczas Przemysław Wipler powie "Oczywiście, kocham Korwina ale tu o dobro Polski chodzi! Zakładam koło parlamentarne 'NRP! - Na Ratunek Polsce!' i wchodzimy w koalicję z PiS". Jeżeli doszłoby do najbardziej optymistycznego scenariusza dla KNP, w którym to członkowie KORWiN z podkulonymi ogonami wrócą pod szyld KNP i wystartują z list układanych przez ekipę Marusika - bez spadów, bez niepewnych dodatków, a z JKM-em, Wiplerem, Dziamborem, Wilkiem, Najzerem, Berkowiczem itp. - czyli starą, dobrą i sprawdzoną ekipą - mogliby rzeczywiście podjąć grę z Kaczyńskim i uzyskać relatywnie dużo w negocjacjach.
Jak będzie? Czas pokaże :)
Gdzie tu jest miejsce dla KNP? Zbliżają się wybory prezydenckie i w tym momencie istnieją trzy scenariusze:
1) Bezsensowny - poparcie JKM-a. Równie dobrze, wszyscy członkowie KNP mogliby zasilić formację KORWiN bo przy tym wariancie nie mają żadnych potencjalnych korzyści, a same straty. Już widzę jak Szef Sztabu JKM-a - Przemysław Wipler, który wypowiedział wojnę totalną KNP, zgodzi się np. na pojawienie się feniksów na plakatach Korwina. Oczywistym jest, że KNP, mógłby ew. pomóc zbierać podpisy - co nie przełoży się na żaden sukces tej formacji. Szczególnie, że ewidentnie widać, że Wiplerowi zależy na doszczętnym zniszczeniu KNP. Trudno żeby aktualne władze miały "sprzedać Wiplerowi sznur, na którym on je powiesi" - parafrazując klasyka.
2) Umiarkowany - poparcie "obcego" kandydata (Ogórek, Braun, Kowalski). KNP wyjdzie w takim wypadku z twarzą. Niemniej jednak, ciężko tu dostrzec jakieś obiektywne korzyści wynikające z tego działania. Poparcie Dr Ogórek skończy się tym, że duża część elektoratu KNP obrazi się bo "Poparliście komuszkę!!!111". Poparcie Kowalskiego stworzy z KNP przystawkę dla RN-u - co też nie jest najprzyjemniejszym wariantem. Natomiast poparcie Brauna będzie skrajną kompromitacją - bo ograniczy się do zbierania mu podpisów, a jego ew. dobry wynik nie sprawi, że zapisze się do KNP i będzie działał w ramach tej organizacji - już prędzej dostanie przyzwoitą 1-kę z PiSu w - coraz to bliższych - wyborach parlamentarnych.
3) Ambitny - wystawienie własnego kandydata. Najlepszym byłby zdecydowanie Jacek Wilk. Jeżeli KNP zbierze 100tyś podpisów pod kandydaturą Wilka, będzie to niewątpliwy sukces (przypominam, że UPR nie wystawiła swojego kandydata w 2010 i kiedy nie udało się zebrać podpisów pod kandydaturą Strzembosza stwierdziłem, że jest to koniec UPR). Podkreślenie odrębności KNP może przysporzyć sympatię wielu środowisk, które dotychczas nie chciały współpracować ze względu na dwie cechy JKM-a: 1)kontrowersyjność 2)monopol na "liderowanie" środowiskiem. Wilk świetnie wypada w debatach gdyż sprawia wrażenie sympatycznego, merytorycznego - co z pewnością przyniesie mu więcej korzyści aniżeli strat.
Skoro, jak pewnie każdy czytelnik zauważył, wybrałem wariant trzeci - zobaczmy co to może przynieść KNP w dłuższej perspektywie:
1) Będzie to dowód na to, że marka ta jeszcze nie wylądowała na śmietniku historii politycznej.
2) Pozwoli to na pozyskanie nowych środowisk przez co paradoksalnie to KNP może być tą "szerszą formułą", a nie KORWiN.
3) Odpowiednia proporcja sił między wynikiem JKM-a a kandydata KNP (np. stosunek punktów procentowych - 4:2) sprawi, że oba środowiska będą MUSIAŁY pójść na jakąś współpracę i BYĆ MOŻE to właśnie KNP będzie tym "języczkiem u wagi" (w środowisku na prawo od PiS), którym to Korwin tyle razy posługiwał się w swoich felietonach jako "genialnym sposobem na przejęcie władzy przez UPR/PJKM/WiP/KNP/KORWiN.
4) Ew. wejście do sejmu stworzy większą siłę negocjacyjną względem PiS. Bądźmy ze sobą szczerzy: Nawet największe popisy sprytu JKM-a sprawią, że Kaczyński zadecyduje "Okej, Przemek - będziesz wicepremierem ale wyciągnij mi z klubu KORWiNa kilkunastu posłów abym uzyskał większość". Wówczas Przemysław Wipler powie "Oczywiście, kocham Korwina ale tu o dobro Polski chodzi! Zakładam koło parlamentarne 'NRP! - Na Ratunek Polsce!' i wchodzimy w koalicję z PiS". Jeżeli doszłoby do najbardziej optymistycznego scenariusza dla KNP, w którym to członkowie KORWiN z podkulonymi ogonami wrócą pod szyld KNP i wystartują z list układanych przez ekipę Marusika - bez spadów, bez niepewnych dodatków, a z JKM-em, Wiplerem, Dziamborem, Wilkiem, Najzerem, Berkowiczem itp. - czyli starą, dobrą i sprawdzoną ekipą - mogliby rzeczywiście podjąć grę z Kaczyńskim i uzyskać relatywnie dużo w negocjacjach.
Jak będzie? Czas pokaże :)
niedziela, 18 stycznia 2015
Arkadiusz O.
Zostawmy na chwilę Wiplera (facebook raczył stwierdzić, że mam jakąś manię na jego punkcie!). Przechodzimy teraz do koronnego argumentu antymarusikowców i antyKNPowców, którzy twierdzą że "musi powstać nowa partia bo PKW nie przyjmie sprawozdania finansowego za rok 2014, a już nie przyjęła za rok 2013".
No dobra, nawet jeśli - to kto jest temu winny? Marusik? Nie. Korwin-Mikke? Nie. Beton? (bo ponoć za wszystko co złe jest odpowiedzialny tenże) Nie.
Winnym jest przede wszystkim triumwirat instytucyjny: Sekretarz Generalny - Skarbnik - Sztab Wyborczy. Kto był Juliuszem Cezarem w owym trio? Sekretarz Generalny Arkadiusz O. (polecam google.pl -> "Arkadiusz O. afera 100 sekund"). Wszelkie nieścisłości finansowe związane z działalnością KNP były spowodowane działalnością tego człowieka, do którego pracy jedyne zastrzeżenia miał właśnie Stanisław Żółtek.
Jak go traktuje duet Banasik & Berkowicz? W sposób następujący - wysyła mu, rzekomo prywatnie, utajniony filmik, do którego dotarłem:
https://www.youtube.com/watch?v=fdzrNMLWIYo&feature=youtu.be
Widać, jak wielką nienawiścią darzą człowieka, który stworzył ich główny argument za powołaniem nowej partii. Sympatycznie, co? Już nie wspominając o tytule, który temu filmikowi z pewnością nadała bujna wyobraźnia Konrada Berkowicza, specjalisty od królików.
Na moje jest to kolejny dowód w sprawie, jak bardzo przyjaciołom Wiplera zależało na utworzeniu nowej partii (tę informację ślę do wszystkich, którzy śmieją się, że "Korwin zakłada nową partię")
Pozdrawiam,
~de la Puerta
No dobra, nawet jeśli - to kto jest temu winny? Marusik? Nie. Korwin-Mikke? Nie. Beton? (bo ponoć za wszystko co złe jest odpowiedzialny tenże) Nie.
Winnym jest przede wszystkim triumwirat instytucyjny: Sekretarz Generalny - Skarbnik - Sztab Wyborczy. Kto był Juliuszem Cezarem w owym trio? Sekretarz Generalny Arkadiusz O. (polecam google.pl -> "Arkadiusz O. afera 100 sekund"). Wszelkie nieścisłości finansowe związane z działalnością KNP były spowodowane działalnością tego człowieka, do którego pracy jedyne zastrzeżenia miał właśnie Stanisław Żółtek.
Jak go traktuje duet Banasik & Berkowicz? W sposób następujący - wysyła mu, rzekomo prywatnie, utajniony filmik, do którego dotarłem:
https://www.youtube.com/watch?v=fdzrNMLWIYo&feature=youtu.be
Widać, jak wielką nienawiścią darzą człowieka, który stworzył ich główny argument za powołaniem nowej partii. Sympatycznie, co? Już nie wspominając o tytule, który temu filmikowi z pewnością nadała bujna wyobraźnia Konrada Berkowicza, specjalisty od królików.
Na moje jest to kolejny dowód w sprawie, jak bardzo przyjaciołom Wiplera zależało na utworzeniu nowej partii (tę informację ślę do wszystkich, którzy śmieją się, że "Korwin zakłada nową partię")
Pozdrawiam,
~de la Puerta
Honor Wiplera
Bawi mnie, że z każdym moim wpisem ludzie piszą, "Wipler - geniusz, Miguel - beton". No cóż, może nie jestem posłem, może nim nigdy nie będę, może uznaję konserwatywną zasadę, że "cel NIE uświęca środków", a nie wyznaję jakiegoś niemoralnego pragmatyzmu - pięknie się różnimy.
Kochani czytelnicy moich wypocin!
Toż ja naprawdę doceniam Przemysława Wiplera za jego pragmatyzm, za jego umiejętne pozyskiwanie ludzi pod swoje skrzydła - naprawdę, jest to godne podziwu i przyznaję mu, że jest w tym świetny! Tym niemniej nie podoba mi się sposób dyskredytowania swoich rywali., przekroczenie granicy dobrego smaku w jego postępowaniu. Toż, to co chcę Wam wszystkim przekazać nie jest informacją na temat tego, że Wipler ma złą wizję rozwoju środowiska - tylko, że korzysta z ciosów poniżej pasa żeby ją zrealizować.
Część kwestii tyczących się tego wpisu wyłożyłem już w pierwszym ze swoich tekstów. Teraz postaram się to troszeczkę rozwinąć. Uważam, że Wipler naprawdę przysłużył się KNP, jeżdżąc po Polsce i rozmawiając z działaczami. Miał ku temu możliwość - czas i pieniądze (w przeciwieństwie do - dajmy na to - Piotra Najzera, Artura Dziambora czy Jacka Wilka) stąd jest to oczywiste, że mógł się temu poświęcić - i świetnie. Jednak jego sposób prezentowania swoich poglądów na kwestie wewnątrz-partyjne był niegodziwy. Otwarta krytyka swoich oponentów z KNP była czymś poniżej pasa. Udana próba skonfliktowania całego KNP wyszła na dobre interesowi Przemysława Wiplera jako jednostki, ale nie była w porządku wobec środowiska, które wciąż mamione wizją sukcesu, dzięki "jedynemu posłowi KNP!" wyzbyło się krytycznego postrzegania świeżego nabytku partyjnego jakim był Wipler.
Dam teraz przykład haniebnej (przynajmniej według mnie) próby zdyskredytowania swoich przeciwników. Kiedy krystalizował się konflikt w ramach KNP, jedyną - z większych "gwiazd partyjnych" - która zachowywała wstrzemięźliwość w komentowaniu, w reagowaniu na poszczególne kroki obu stron był Artur Dziambor. Jeżeli zwrócimy uwagę na publiczne wypowiedzi wiceprezesa z Pomorza to widzimy, że był chyba jedynym, który nie prał publicznie wewnętrznych brudów. Nie przeszkadzało to Wiplerowi na ciągłe obrażanie pomorskiego lidera podczas trwania publicznych spotkaniań w różnych regionach Polski znanych z "antybetonowego" zacietrzewienia. Byłem zaskoczony gdy koledzy z Małopolski, Śląska czy Warszawy opowiadali mi niestworzone historie na temat działalności Artura Dziambora i tak dalej, i tak dalej (przyznam szczerze, że sam w niektóre uwierzyłem, za co teraz serdecznie przepraszam). Konsekwencją antydziamborowej działalności posła Wiplera był słynny październikowy konwent, na którym to Wiplerowi i Berkowiczowi udało się pokonać w bezpośrednim starciu Artura Dziambora. Było to o tyle zaskakujące gdyż ten cieszył się największą popularnością wśród przedkonwentowych członków zarządu i nie był osobą skonfliktowaną z kimkolwiek - w takim razie dlaczego dwóm, współpracującym ze sobą działaczom partyjnym udało się go wywalić ze stołka? Divide et empera - Wipler swoim plotkowaniem, budowaniem atmosfery wrogości wobec Dziambora wrzucił go do jednego worka ze słynnym betonem (o czym już wspominałem w pierwszym wpisie) co wciąż potwierdza moją opinię, że Wipler jest twórcą "betonowego stronnictwa".
Historia ta jest niesmaczna i ogólnie uważam Wiplera za mało honorową osobę. Jednak ostatnio, Przemysław Wipler przegiął pałę. Dowiedziałem się, że w Krakowie na spotkaniu (na którym miałem się pojawić - nie dotarłem, a szkoda) z posłem Wiplerem miała miejsce taka sytuacja, którą obrazuje następująca dyskusja:
https://imgur.com/K8lHuFN
Wipler po chamsku zaatakował Dziambora za to, że ten rzekomo blokował jego wstęp do KNP. Absolutnie w to nie wierzę. Tym niemniej, załóżmy że to prawda, że Dziambor obawiał się Wiplera w partii. Ku czemu miało służyć wyciągnięcie tego argumentu przez Wiplera na PUBLICZNYM spotkaniu? Czy Artur Dziambor kiedykolwiek posłużył się argumentem o tym co Wipler robił kiedyś? Czy na publicznych spotkaniach mówił o tym, że "Ponad rok temu, gdy Wipler był w PiSie to mówił...". Wydaję mi się, że nie. Bądźmy szczerzy - działając w jednej organizacji takich rzeczy się nie robi. Niezależnie od tego czy to była prawda czy nie, Wipler po prostu korzysta z ciosu poniżej pasa - za pomocą swojej popularności dokonuje brutalnego ataku na popularność swojego partyjnego kolegi, o które jest widocznie zazdrosny. Mania Wiplera w stosunku do Artura Dziambora, objawiająca się w ciągłym poruszaniu jego tematu w Warszawie czy w Krakowie jest po prostu ohydna. Jeżeli Wy widzicie w tym jakiś pragmatyzm, to ja już wolę 100 lat rządów POPiSu - oni przynajmniej nie udają świętszych od papieża, a standardy moralne są tam wyjątkowo zbieżne (być może Wipler wciąż czuje się PiSowcem).
Przykro mi, że miłość do Wiplera ze strony jego wyznawców, niekiedy bardziej tępych od klasycznych lemingów - prowadzi do uznania wszystkiego co on wykreuje za świętość. Smutne jest to, że to ponoć "korwiniści" są bezmózgim stadem baranów podążającym za swym wodzem.
Smutne.
Kochani czytelnicy moich wypocin!
Toż ja naprawdę doceniam Przemysława Wiplera za jego pragmatyzm, za jego umiejętne pozyskiwanie ludzi pod swoje skrzydła - naprawdę, jest to godne podziwu i przyznaję mu, że jest w tym świetny! Tym niemniej nie podoba mi się sposób dyskredytowania swoich rywali., przekroczenie granicy dobrego smaku w jego postępowaniu. Toż, to co chcę Wam wszystkim przekazać nie jest informacją na temat tego, że Wipler ma złą wizję rozwoju środowiska - tylko, że korzysta z ciosów poniżej pasa żeby ją zrealizować.
Część kwestii tyczących się tego wpisu wyłożyłem już w pierwszym ze swoich tekstów. Teraz postaram się to troszeczkę rozwinąć. Uważam, że Wipler naprawdę przysłużył się KNP, jeżdżąc po Polsce i rozmawiając z działaczami. Miał ku temu możliwość - czas i pieniądze (w przeciwieństwie do - dajmy na to - Piotra Najzera, Artura Dziambora czy Jacka Wilka) stąd jest to oczywiste, że mógł się temu poświęcić - i świetnie. Jednak jego sposób prezentowania swoich poglądów na kwestie wewnątrz-partyjne był niegodziwy. Otwarta krytyka swoich oponentów z KNP była czymś poniżej pasa. Udana próba skonfliktowania całego KNP wyszła na dobre interesowi Przemysława Wiplera jako jednostki, ale nie była w porządku wobec środowiska, które wciąż mamione wizją sukcesu, dzięki "jedynemu posłowi KNP!" wyzbyło się krytycznego postrzegania świeżego nabytku partyjnego jakim był Wipler.
Dam teraz przykład haniebnej (przynajmniej według mnie) próby zdyskredytowania swoich przeciwników. Kiedy krystalizował się konflikt w ramach KNP, jedyną - z większych "gwiazd partyjnych" - która zachowywała wstrzemięźliwość w komentowaniu, w reagowaniu na poszczególne kroki obu stron był Artur Dziambor. Jeżeli zwrócimy uwagę na publiczne wypowiedzi wiceprezesa z Pomorza to widzimy, że był chyba jedynym, który nie prał publicznie wewnętrznych brudów. Nie przeszkadzało to Wiplerowi na ciągłe obrażanie pomorskiego lidera podczas trwania publicznych spotkaniań w różnych regionach Polski znanych z "antybetonowego" zacietrzewienia. Byłem zaskoczony gdy koledzy z Małopolski, Śląska czy Warszawy opowiadali mi niestworzone historie na temat działalności Artura Dziambora i tak dalej, i tak dalej (przyznam szczerze, że sam w niektóre uwierzyłem, za co teraz serdecznie przepraszam). Konsekwencją antydziamborowej działalności posła Wiplera był słynny październikowy konwent, na którym to Wiplerowi i Berkowiczowi udało się pokonać w bezpośrednim starciu Artura Dziambora. Było to o tyle zaskakujące gdyż ten cieszył się największą popularnością wśród przedkonwentowych członków zarządu i nie był osobą skonfliktowaną z kimkolwiek - w takim razie dlaczego dwóm, współpracującym ze sobą działaczom partyjnym udało się go wywalić ze stołka? Divide et empera - Wipler swoim plotkowaniem, budowaniem atmosfery wrogości wobec Dziambora wrzucił go do jednego worka ze słynnym betonem (o czym już wspominałem w pierwszym wpisie) co wciąż potwierdza moją opinię, że Wipler jest twórcą "betonowego stronnictwa".
Historia ta jest niesmaczna i ogólnie uważam Wiplera za mało honorową osobę. Jednak ostatnio, Przemysław Wipler przegiął pałę. Dowiedziałem się, że w Krakowie na spotkaniu (na którym miałem się pojawić - nie dotarłem, a szkoda) z posłem Wiplerem miała miejsce taka sytuacja, którą obrazuje następująca dyskusja:
https://imgur.com/K8lHuFN
Wipler po chamsku zaatakował Dziambora za to, że ten rzekomo blokował jego wstęp do KNP. Absolutnie w to nie wierzę. Tym niemniej, załóżmy że to prawda, że Dziambor obawiał się Wiplera w partii. Ku czemu miało służyć wyciągnięcie tego argumentu przez Wiplera na PUBLICZNYM spotkaniu? Czy Artur Dziambor kiedykolwiek posłużył się argumentem o tym co Wipler robił kiedyś? Czy na publicznych spotkaniach mówił o tym, że "Ponad rok temu, gdy Wipler był w PiSie to mówił...". Wydaję mi się, że nie. Bądźmy szczerzy - działając w jednej organizacji takich rzeczy się nie robi. Niezależnie od tego czy to była prawda czy nie, Wipler po prostu korzysta z ciosu poniżej pasa - za pomocą swojej popularności dokonuje brutalnego ataku na popularność swojego partyjnego kolegi, o które jest widocznie zazdrosny. Mania Wiplera w stosunku do Artura Dziambora, objawiająca się w ciągłym poruszaniu jego tematu w Warszawie czy w Krakowie jest po prostu ohydna. Jeżeli Wy widzicie w tym jakiś pragmatyzm, to ja już wolę 100 lat rządów POPiSu - oni przynajmniej nie udają świętszych od papieża, a standardy moralne są tam wyjątkowo zbieżne (być może Wipler wciąż czuje się PiSowcem).
Przykro mi, że miłość do Wiplera ze strony jego wyznawców, niekiedy bardziej tępych od klasycznych lemingów - prowadzi do uznania wszystkiego co on wykreuje za świętość. Smutne jest to, że to ponoć "korwiniści" są bezmózgim stadem baranów podążającym za swym wodzem.
Smutne.
sobota, 17 stycznia 2015
"Przychodzi Wipler do Józwiaka" czyli dlaczego Wipler nie jest w Ruchu Narodowym.
Mój pierwszy wpis wywołał straszne zamieszanie. Pojawiają się głosy z obu stron KaNaPowego konfliktu. Najbardziej bawią mnie głosy krytyczne wobec mnie, te o "anonimowości" czy o tym, że każdy może napisać taki tekst co znaczy, że na pewno kłamię. No cóż, dziwi mnie to ponieważ nie przedstawiłem żadnej rewelacji, nie napisałem czegoś w stylu "Wipler mi wczoraj mówił, że ma plan zniszczenia KNP". Przedstawiłem znane wielu ludziom fakty, nie odkryłem żadnej tajemnicy - po prostu posegregowałem dostępne dla mnie informacje i opatrzyłem je komentarzem. Co do tego, że nie podpisuję się swoim nazwiskiem i imieniem to jeszcze czego... Oczywistym jest, że posiadam wiele informacji ze źródeł, które bym stracił w momencie przyznania się, że trzymam nie z tymi, z którymi powinienem. Dzięki temu dostaje co raz to nowsze informacje, niekiedy nawet bardzo, bardzo ciekawe i zostawię je sobie na potem, gdyby poseł Przemysław Wipler przesadził ze swoim zachowaniem. Satysfakcjonuje mnie to, że swój własny tekst dostawałem wielokrotnie od zwolenników Wiplera, szczególnie tych krakowskich, którzy strasznie płaczą z tego powodu - jest mi niezmiernie miło. Cel został osiągnięty.
A teraz poruszę kwestię, o której przypomniał mi Internet. Pamiętam jak byłem kiedyś (w czasach kiedy Wipler był jeszcze w PiSie) na pół-otwartym spotkaniu z prezesem UPR-u Dr Bartoszem Józwiakiem. Józwiak, jak to Józwiak - większą część spotkania poświęcił na szykanowaniu "Janusza Mikke" (bo przecież on nielegalnie używa herbu Korwin!!!!). Mniejsza. Przykuły moją uwagę wypowiedzi Józwiaka o Wiplerze. Sprawiał wrażenie bardzo dobrze zaznajomionego z pisowskim posłem w pewien bardzo charakterystyczny sposób. Ogólnie, nic zdrożnego - zastanawiałem się tylko jaki jest tego sens. Próbowałem wymyślić jakieś rozwiązanie - no cóż: wariant sprzedania UPRu PiSowi raczej nie wchodził w rachubę, bo cóż wartościowego mógłby znaleźć Jarosław Kaczyński w zapomnianej, zdewastowanej marce jaką jest była partia JKM-a. Nadchodzi środek roku 2013, Wipler rozważa odejście z PiSu - tylko w jakiej formie? Pojawiają się trzy koncepcje (przedstawię je wedle wartości Przemysława Wiplera)
1) Założenie Republikanów jako partii, z Jarosławem Gowinem jako prezesem/liderem i Wiplerem jako rozgrywającym. Oczywiście plan ten spalił na panewce gdyż Gowin chciał mieć swoją niezależną od expisowca organizację. (zwróćmy uwagę jak odejście Wiplera z PiSu było zaplanowane - zrobił to tuż przed trio Gowin&Żalek&Godson żeby móc ich wciągnąć do istniejących już Republikanów - wyjątkowo dopasowane terminy sugerują mi, że to był jego główny cel, który mu nie wyszedł)
2) Przejście do względnie nowej siły i marki jaką był wtedy Kongres Nowej Prawicy, tyle że musiał pozbyć się z niej JKM-a by móc być liderem i twarzą tej partii. Również mu się to nie udało (co sondował i ostatnio poruszył to w dyskusji na portalu wykop.pl w kłótni z Arturem Dziamborem)
3) Przejście do względnie nowej siły i marki jaką był wtedy krystalizujący się Ruch Narodowy. Jak mógł przejąć to środowisko i je podporządkować sobie? Poprzez zostanie prezesem Unii Polityki Realnej? Jak? No, już od dłuższego czasu, pracownikiem/asystentem posła Wiplera był... nie kto inny jak Bartosz Józwiak, prezes UPR-u:
http://orka.sejm.gov.pl/WspP7.nsf/0/8F295E3E21685202C12579C800458E1D/%24File/WSP7_417.004.pdf
Znamy skądś ten sposób jednania sobie ludzi? Agata Banasik w bardzo podobny sposób została zagospodarowana przez Wiplera, aż ciśnie się na język niezbyt ładne porównanie. Tylko, że Bartosz Józwiak w momencie kiedy Wipler mu zaproponował przejęcie prezesury UPR-u - jak na akademickiego przedstawiciela przystało - odmówił Wiplerowi i wyśmiał go (czego nie można powiedzieć o łasej na pieniążki Pannie Agacie). Ogólnie słyszałem o tej sprawie od kilku liderów Ruchu Narodowego - mało im wówczas wierzyłem ale zacząłem zastanawiać się nad tym po co taki asystent Wiplerowi? Jaki mógłby być powód uzależnienia się finansowego przez prezesa innej partii od polityka PiSu? No chyba, że chcemy wierzyć w bajki, że Kaczyński bał się potęgi UPR-u i kazał Wiplerowi jakoś zneutralizować władze tej partii. Kolejnym dowodem na potwierdzenie mojej tezy byłby okres, w którym Wipler wykreślił Józwiaka z listy swoich asystentów. Nie posiadam go teraz ale obstawiam, że zrobił to zapewne w momencie okresu "wiplerowej bezpartyjności" albo wstępowania do PRJG albo do KNP - bo nie był mu już wtedy potrzebny. Byłoby miło gdyby ktoś odnalazł dowód z datą.
Jak widzimy Wipler mógłby być jednym z przywódców narodowców, ciekawe tylko czy też by równie intensywnie podkreślał ich poglądy gospodarcze i czy dostosowałby się do ich przekazu (pamiętajmy, że to poseł Wipler, będąc jeszcze w PiSie zajmował się obroną "biednych" kiboli na stadionach ale co tam...). Ciekawe jakby zareagowały na tę sprawę środowiska wolnościowe, które ostatnio bardzo zakochały się w Wiplerze, a jednocześnie pogardzają polskimi narodowcami? :)
Wracając do trzech opisanych scenariuszy, to żaden mu nie wyszedł i w końcu podporządkował się Gowinowi w ramach jego formacji, a później zdał sobie sprawę, że lepiej być jedynym posłem KNP niż kompletnie nieistotną częścią grupy Gowina, ale to już opisywałem poniekąd w poprzednim wpisie.
A teraz - uprzedzając ataki, że wymyśliłem sobie to wszystko. Ci, którzy uważają, że kłamię niech odpowiedzą sobie na trzy pytania:
1) Po co Przemysław Wipler zatrudnił Dr Bartosza Józwiaka?
2) Czy Józwiak posiadał jakąś wiedzę, której nie posiadał Wipler i potrzebował go jako swojego kompetentnego doradcy?
3) Jeżeli w takim razie był tak przydatnym pracownikiem to dlaczego go pozbawił tej pracy?
4) Czy kiedykolwiek poseł partii X zatrudnił jako asystenta prezesa konkurencyjnej partii Y?
Pozdrawiam przyjaciół z KNP,
Miguel Traves de la Puerta :)
A teraz poruszę kwestię, o której przypomniał mi Internet. Pamiętam jak byłem kiedyś (w czasach kiedy Wipler był jeszcze w PiSie) na pół-otwartym spotkaniu z prezesem UPR-u Dr Bartoszem Józwiakiem. Józwiak, jak to Józwiak - większą część spotkania poświęcił na szykanowaniu "Janusza Mikke" (bo przecież on nielegalnie używa herbu Korwin!!!!). Mniejsza. Przykuły moją uwagę wypowiedzi Józwiaka o Wiplerze. Sprawiał wrażenie bardzo dobrze zaznajomionego z pisowskim posłem w pewien bardzo charakterystyczny sposób. Ogólnie, nic zdrożnego - zastanawiałem się tylko jaki jest tego sens. Próbowałem wymyślić jakieś rozwiązanie - no cóż: wariant sprzedania UPRu PiSowi raczej nie wchodził w rachubę, bo cóż wartościowego mógłby znaleźć Jarosław Kaczyński w zapomnianej, zdewastowanej marce jaką jest była partia JKM-a. Nadchodzi środek roku 2013, Wipler rozważa odejście z PiSu - tylko w jakiej formie? Pojawiają się trzy koncepcje (przedstawię je wedle wartości Przemysława Wiplera)
1) Założenie Republikanów jako partii, z Jarosławem Gowinem jako prezesem/liderem i Wiplerem jako rozgrywającym. Oczywiście plan ten spalił na panewce gdyż Gowin chciał mieć swoją niezależną od expisowca organizację. (zwróćmy uwagę jak odejście Wiplera z PiSu było zaplanowane - zrobił to tuż przed trio Gowin&Żalek&Godson żeby móc ich wciągnąć do istniejących już Republikanów - wyjątkowo dopasowane terminy sugerują mi, że to był jego główny cel, który mu nie wyszedł)
2) Przejście do względnie nowej siły i marki jaką był wtedy Kongres Nowej Prawicy, tyle że musiał pozbyć się z niej JKM-a by móc być liderem i twarzą tej partii. Również mu się to nie udało (co sondował i ostatnio poruszył to w dyskusji na portalu wykop.pl w kłótni z Arturem Dziamborem)
3) Przejście do względnie nowej siły i marki jaką był wtedy krystalizujący się Ruch Narodowy. Jak mógł przejąć to środowisko i je podporządkować sobie? Poprzez zostanie prezesem Unii Polityki Realnej? Jak? No, już od dłuższego czasu, pracownikiem/asystentem posła Wiplera był... nie kto inny jak Bartosz Józwiak, prezes UPR-u:
http://orka.sejm.gov.pl/WspP7.nsf/0/8F295E3E21685202C12579C800458E1D/%24File/WSP7_417.004.pdf
Znamy skądś ten sposób jednania sobie ludzi? Agata Banasik w bardzo podobny sposób została zagospodarowana przez Wiplera, aż ciśnie się na język niezbyt ładne porównanie. Tylko, że Bartosz Józwiak w momencie kiedy Wipler mu zaproponował przejęcie prezesury UPR-u - jak na akademickiego przedstawiciela przystało - odmówił Wiplerowi i wyśmiał go (czego nie można powiedzieć o łasej na pieniążki Pannie Agacie). Ogólnie słyszałem o tej sprawie od kilku liderów Ruchu Narodowego - mało im wówczas wierzyłem ale zacząłem zastanawiać się nad tym po co taki asystent Wiplerowi? Jaki mógłby być powód uzależnienia się finansowego przez prezesa innej partii od polityka PiSu? No chyba, że chcemy wierzyć w bajki, że Kaczyński bał się potęgi UPR-u i kazał Wiplerowi jakoś zneutralizować władze tej partii. Kolejnym dowodem na potwierdzenie mojej tezy byłby okres, w którym Wipler wykreślił Józwiaka z listy swoich asystentów. Nie posiadam go teraz ale obstawiam, że zrobił to zapewne w momencie okresu "wiplerowej bezpartyjności" albo wstępowania do PRJG albo do KNP - bo nie był mu już wtedy potrzebny. Byłoby miło gdyby ktoś odnalazł dowód z datą.
Jak widzimy Wipler mógłby być jednym z przywódców narodowców, ciekawe tylko czy też by równie intensywnie podkreślał ich poglądy gospodarcze i czy dostosowałby się do ich przekazu (pamiętajmy, że to poseł Wipler, będąc jeszcze w PiSie zajmował się obroną "biednych" kiboli na stadionach ale co tam...). Ciekawe jakby zareagowały na tę sprawę środowiska wolnościowe, które ostatnio bardzo zakochały się w Wiplerze, a jednocześnie pogardzają polskimi narodowcami? :)
Wracając do trzech opisanych scenariuszy, to żaden mu nie wyszedł i w końcu podporządkował się Gowinowi w ramach jego formacji, a później zdał sobie sprawę, że lepiej być jedynym posłem KNP niż kompletnie nieistotną częścią grupy Gowina, ale to już opisywałem poniekąd w poprzednim wpisie.
A teraz - uprzedzając ataki, że wymyśliłem sobie to wszystko. Ci, którzy uważają, że kłamię niech odpowiedzą sobie na trzy pytania:
1) Po co Przemysław Wipler zatrudnił Dr Bartosza Józwiaka?
2) Czy Józwiak posiadał jakąś wiedzę, której nie posiadał Wipler i potrzebował go jako swojego kompetentnego doradcy?
3) Jeżeli w takim razie był tak przydatnym pracownikiem to dlaczego go pozbawił tej pracy?
4) Czy kiedykolwiek poseł partii X zatrudnił jako asystenta prezesa konkurencyjnej partii Y?
Pozdrawiam przyjaciół z KNP,
Miguel Traves de la Puerta :)
czwartek, 15 stycznia 2015
Tak więc zaczynamy!
Tym, jakże przewrotnym, tytułem wpisu rozpoczynam swoistą krucjatę wobec wszelkich plotek, pogłosek, manipulacji, blefu ze strony różnych stron, niczym Don Kichot swoją walkę z wiatrakami - ja, Miguel Traves de la Puerta, od dekady związany ze środowiskiem "konserwatywno-liberalnym" (uwielbiam ten oksymoron) - wypowiadam wojnę wszelkim kłamstwom i oszczerstwom, które towarzyszą środowisku Kongresu Nowej Prawicy w ostatnich dniach.
Wyjątkowo pompatyczna forma moich wpisów, będzie zdobić treść służącą opisaniu tego co nieopisane, wytłumaczeniu tego co niewytłumaczone, zdefiniowaniu tego co niezdefiniowane i tak dalej, i tak dalej. Cieszę się, że poczułem w sobie moralne "zielone światło" do przedstawienia różnych zawiłości życia partyjnego, do czego zawsze czułem wstręt. W czasie trwania, stanu wyjątkowego, gdzie jedna strona konfliktu w sposób bezczelny atakuje drugą, korzysta z ciosów poniżej pasa, używa partyjnych kanałów przepływu informacji do swojej walki o dezintegrację środowiska i utworzenia Nowego Ugrupowania, które miałoby być potwierdzeniem teorii krążenia elit Pareto, oraz w którym to "stara elita" spod znaku Stanisława Żółtka, Michała Marusika, miałaby zostać zamieniona "nową elitą" spod znaku Przemysława Wiplera, Konrada Berkowicza.
Przede wszystkim, na wstępie merytorycznym, chciałbym dobitnie podkreślić, że nie jestem wrogiem Przemysława Wiplera ani Konrada Berkowicza (no, w jego przypadku - to jestem wrogiem jego pozamerytorycznej formy wypowiadania się). Niemniej jednak, na potwierdzenie tych słów, szczególnie w wypadku posła Kongresu Nowej Prawicy - nie byłem jego wrogiem i nawet (czym zaskoczę swoich "betonowych" kolegów) popierałem jego start w Warszawie, z 1-ki do Europarlamentu gdyż uznawałem, że zwiększa to szanse na mandat dla JKM-a, Stanisława Żółtka (ogólniej - dla partii). Jednak wieczorem, 25-ego maja, po usłyszeniu wyników wyborów - uznałem, że myliłem się (mea culpa), a wieczorem 16-ego listopada, kiedy to zobaczyłem wyniki wyborów samorządowych - uznałem, że start Michała Marusika - był nawet lepszą opcją, i nie zdziwiłbym się gdyby Przemysław Wipler uzyskał gorszy wynik... Mniejsza - teraz tego nie zweryfikujemy więc przejdźmy do rzeczy.
Z racji tego, że wypowiedzi prezesa KNP (przypominam malkontentom - jest nim Michał Marusik) są bardzo wyważone i starają się łączyć, nie dzielić, a w obliczu zmasowanego ataku medialnego Przemysława Wiplera oraz jego stronników na legalną władzę w partii - uważam za "prezesowy" błąd. Jeżeli przeciwnik wyciąga broń palną i celuje nią w honorowego szermierza, wysyła explicite sygnał, że nie będziemy walczyć na szpady/florety/szable, tylko przechodzimy na wyższy poziom brutalności.
Z początku sam nie byłem zadowolony z decyzji Konwentyklu dot. zmiany prezesa partii z JKM-a na Michała Marusika. Jednak, jako legalista, uznałem tę zmianę (nie chodzi tu, rzecz jasna, o personalia - wybór Konrada Berkowicza/Artura Dziambora/Jacka Wilka/Przemysława Wiplera/Stanisława Żółtka - również bym zaakceptował, mając mniejsze lub większe zastrzeżenia, ale nigdy w świecie nie wypowiedziałbym posłuszeństwa w taki sposób z jakim mamy do czynienia teraz, oczywiście ze strony ludzi Wiplera) i dalej ją uznaję, a po reakcji środowiska, darzę tę decyzję co raz to większą sympatią.
Dla środowiska poszedł jasny sygnał. "Oni źli" - "My prawi". Rozłóżmy to na czynniki pierwsze - jacy "My"? "My" czyli konglomerat skonstruowany przez Wiplera posługujący się żałosną retoryką "bycia bardziej korwinowym od samego Korwina", z drugiej strony mamy to, bardzo pieszczotliwie określenie, "Oni". Kim są "Oni"? "Betonem" (jeszcze piękniejszy zwrot), "leśnymi dziadkami (mój faworyt), "hamulcowymi" (mhm..), można by wymieniać i wymieniać, popisując się przy tym co raz to nowszymi konstrukcjami semantycznymi. W każdym razie, po tym wpisie jestem już, z całą pewnością, w jednym worku z "Nimi". Jakie jest źródło tego podziału? Czy w którejkolwiek dyskusji na facebooku, werbalnych przepychankach ktoś spróbował znaleźć źródła takiego, a nie innego podziału? Jeżeli nie, potraktuję to jako wyzwanie i przedstawię Wam historię tego głośnego podziału. Po zrobieniu wywiadu środowiskowego, po rozmowach z wieloma działaczami (starymi i nowymi, "betonem" i "społdzielcami" etc.) wypracowałem pogląd, który raz na zawsze przedstawi dobrze uargumentowane źródło powstania takiego, a nie innego podziału w partii.
W tym miejscu stawiam tezę, którą postaram się uargumentować: Przemysław Wipler jest twórcą frakcji betonowej.
Przeciwnicy betonu w tym momencie wybuchną śmiechem. Nie każę im tego czytać więc pozwalam im teraz na powrót do krainy facebooka gdzie mogą śmiało zająć się wyzywaniem Marusika/Wilka/Dziambora/Żółtka/Daleckiego/Pawlaka i wypisywaniem peanów na cześć JKM-a/Wiplera/Berkowicza. Moją analizę kieruję do ludzi samokrytycznych z obu stron sporu, którzy są w stanie wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski.
Cofnijmy się do roku 2014, który to przyniósł wiele wyjątkowo dynamicznych wydarzeń w życiu politycznym Kongresu Nowej Prawicy. W pewnym momencie w partii pojawia się Przemysław Wipler, silny merytoryczny steryd (oczywiście mający też swoje skutki uboczne - słynna sprawa na Mazowieckiej), zadający być może śmiertelny cios formacji Jarosława Gowina, pokazując Polakom, że to KNP jest partią bardziej wiarygodną do realizowania, w gruncie rzeczy, podobnych postulatów. No cóż, uważałem, że to jest pozytywne novum i w przeciwieństwie do wielu partyjnych kolegów, nie krzyczałem "hańba!", gdyż nie odczuwałem takiej potrzeby.
Pierwszym krokiem Przemysława Wiplera była próba uzyskania warszawskiej 1ki do Europarlamentu przy poparciu... Samego JKM-a. Motywował to m.in. chęcią zemsty wobec Pawła Kowala (taka vendetta bardzo mi się podobała gdyż jest to jeden z niewielu znienawidzonych przeze mnie polskich polityków), który to wyrolował środowisko Wiplera z Polski Razem JG i miał większy wpływ na decyzje Gowina, aniżeli Wipler, któremu marzyło się bycie drugą, jeżeli nie pierwszą twarzą tego środowiska politycznego. Starania Wiplera spełzły na niczym, a ten musiał pogodzić się z decyzją władz partii i przyłączyć się do kampanii europarlamentarnej, jako jej trwały, choć niekandydujący, element.
Następnym krokiem Wiplera stało się szukanie sojuszników w ramach partii, przy których będzie mógł wzmacniać swoją pozycję. Ostentacyjne poparcie "dwóch dwójek" - Jacka Wilka w Warszawie, i Konrada Berkowicza w Krakowie nie miało żadnego sensu politycznego, gdyż wszyscy wiemy, że w 99% przypadków to 1-ki są wybierane. Ku czemu miało to służyć? Czy ktokolwiek z czołowych członków partii, nie kandydujący w tych wyborach popierał jakieś 2-ki na liście? Oczywiście, że nie. Był to jedynie prywatny sposób Wiplera na pokazanie światu, że on stoi po stronie "tych", a nie "tamtych". Tym sposobem antagonizowania ludzi pokazywał, że "skoro 2-ki są lepsze od 1-ek, znaczy, że władze popełniły złą decyzję, a swoim wiplerowskim poparciem wyrazi swój sprzeciw wobec tychże błędów" (dowodem na potwierdzenie argumentu, że był to tylko sposób na pozyskiwanie sojuszników jest fakt, że Jacek Wilk jako kandydat na prezydenta Warszawy już nie był w mniemaniu Wiplera takim dobrym kandydatem, jak do Europarlamentu - pewnie dlatego, że alternatywą nie był już, ostrożny wobec Wiplera, Michał Marusik - a sam Przemysław Wipler)
Długi okres przerwy między wyborami - z perspektywy zwykłych sympatyków, nie działaczy - wydaje się raczej nudnym. Nic bardziej mylnego. Po 25 maja rozpoczęła się wytężona działalność Przemysława Wiplera na rzecz budowy własnego zaplecza w ramach KNP, w tym momencie przechodzimy do kroku trzeciego. Jest nim próba zbudowania koła poselskiego, które miałoby sprawić, że przekaz medialny Przemysława Wiplera, jako reprezentanta KNP, będzie bardziej wiarygodny i pozwoli mu na uniezależnienie się od, wciąż nieufnych mu, władz partii. Łukasz Gibała, Jacek Żalek, to tylko niektóre z nazwisk które Wipler chciał pozyskać w szeregi partii. Ciekawym jest przykład Jarosława Jagiełły, który wypełniał 1/3 celów Wiplera, lecz w obawiae o lincz ze strony Internautów, Wipler zaczął wypowiadać się negatywnie o decyzji przyjęcia go do KNP, choć w głębi duszy cieszył się z tego powodu. Niestety, Jarosław Jagiełło odpuścił sobie zabawę w korwinistę przez co opuścił, jeszcze nieistniejące, koło poselskie KNP, pozostawiając marzenia Wiplera o kole na czas bliżej nieokreślony.
Krok czwarty, który pokrywał się czasowo z krokiem poprzednim wiązał się z badaniem nastrojów partii, co powoli zaczyna rozwijać przed nami tajemniczą genezę "betonu". Wipler jeździ (z JKM-em lub bez) po całej Polsce i wypatruje trzy najbardziej skłócone regiony KNP: 1)Małopolska 2)Śląsk 3)Warszawa
Każde z tych miejsc posiada swoje własne lokalne konflikty, jakieś wojenki personalne oraz problemy mniej niż bardziej złożone:
1) W Małopolsce pojawia się kłótnia między Stanisławem Żółtkiem a tandemem: Konrad Berkowicz & wybranka jego serca - Agata Banasik. Dlaczego doszło do tego konfliktu? Chodzą plotki, że poszło o kwestie... Ekhm... Jako przedstawiciel tego środowiska, z bólem serca i z niejakim wstydem to piszę - o kwestie materialne. Żółtek nie chciał zatrudnić Agaty Banasik w swoim biurze europoselskim, nie do końca był pewien co do rezygnacji z mandatu w wyborach parlamentarnych, czym z kolei rozsierdził Konrada Berkowicza. Konflikt urósł do rangi wojny (ponoć Żółtek wyrzucił siłą Berkowicza ze swojego domu gdyż ten zaczął rzucać "kur*ami" w obecności małżonki europosła). Co się dzieje w tym momencie? Do Krakowa przybywa rycerz na białym koniu - Przemysław Wipler. Co robi? Otwiera swoje biuro poselskie! Poseł z Warszawy otwiera swoje biuro poselskie w Krakowie, niesłychane! Ciekawe kto znalazł w nim zatrudnienie? ;)
Oczywiście, nie jest istotne skąd płyną pieniądze - czy z kancelarii sejmu czy z "Republikanów" - wyjątkowo zabawne. Tym krokiem, Przemysław Wipler na trwale zantagonizował Kraków, dzieląc go na "Żółtkowców" i "Berkowiczowców", mając tych drugich po swojej stronie.
2) Śląsk jest jeszcze cięższym polem partyjnym. Już od 2011, wciąż pojawiały się w nim kolejne konflikty. Mamy Dąbrowę Górniczą gdzie stacjonują "Starzy UPR-owcy" - Tomasz Skóra i Grzegorz Jaszczura, mamy część opanowaną przez zwolenników Wiesława Lewickiego, część opanowaną przez zwolenników p. Beaty Banasiewicz i część opanowaną przez Bogusława Cioka - dynamika zawierania sojuszy i prowadzenia wojen poszczególnych frakcji na Śląsku przypomina mi czasy gdy czytałem "wojny peloponeskie" Tukidydesa - niesamowite zjawisko. W każdym razie, tutaj Przemysław Wipler znalazł jeden punkt zaczepienia - fakt wyrzucenia p.p. Cioka i Lewickiego z partii przez organ zdominowany przez "Starych UPR-ców". Nie będę wchodził w dyskusje na temat zasadności tej decyzji, bo mam mieszane uczucia i ciężko wypracować mi jednoznaczny werdykt. Niemniej jednak Wipler odnalazł Dominika Charasima, który był głównym, partyjnym dzieckiem, Wiesława Lewickiego i udało mu się na trwałe ustawić go przeciwko starszyźnie ze Straży.
3) Akurat sprawa Warszawy mnie najbardziej bawi. Tutaj z kolei odnalazł spór między świeżo wybraną elitą oddziałową (słynne OGO - Oziębło, Gajda i Oleszczak) a założycielami oddziału, działaczami KNP od 2011 - m.in. Mieczysławem Burchertem, Tomaszem Daleckim, Dariuszem Wodnickim, Jackiem Wilkiem. Oczywiście stanął po stronie OGO, przez co ta nazwa, brzmiąca jak proszek do prania, przepoczwarzyła się w WOGO. Co mnie najbardziej bawi w tej sytuacji? To, że Przemysław Wipler nagle stał się wielkim przeciwnikiem Jacka Wilka, którego tak intensywnie popierał w obliczu wyborów do europarlamentu. No cóż, łaska posła na pstrym koniu jeździ.
Trzy powyższe konflikty, choć całkowicie niezwiązane ze sobą, pozwoliły Wiplerowi na połączenie ich w jeden wielki - co okazało się bardzo krzywdzące dla wielu osób, jak i dla całej partii. Właśnie w tym momencie dostrzegamy uformowanie tego mitycznego stronnictwa, które zwie się "betonem", do którego to poseł Wipler powrzucał najróżniejsze osoby, dzieląc partię na ich przeciwników (których to stał się nieformalnym liderem), jak i ich zwolenników:
- Wielkopolska przeszła pod skrzydła Przemysława Wiplera gdyż Artur Bednarz, jeden z czołowych dygnitarzy wielkopolskiego KNP, będący kiedyś Sekretarzem Generalnym partii, był współpracownikiem Wiesława Lewickiego i to wyrzucenie śląskiego działacza było powodem na wejście Wielkopolski pod skrzydła Wiplera. Oprócz tego Wiplerowi udało się skutecznie otrzeć łzy Wielkopolan, przypominając im ich wyrzuty wobec Artura Dziambora, który obiecał im kiedyś miejsca we władzach partii, co się nie spełniło - Wipler stawia sprawę "zero-jedynkowo" - albo "wróg" albo "przyjaciel". Bednarz i Kopacz stają się przyjaciółmi Wiplera, więc muszą automatycznie stać się wrogami środowiska, które to Wipler wskaże palcem.
- Dolny Śląsk za sprawą Roberta Maurera, który również stał po stronie Wiplera do czasu reakcji sympatyków KNP na słynną zmianę prezesa, której wnioskodawcą był właśnie wrocławski lider.
- Inne regiony są mniej istotne i oczywiście dzielą się na stronników Wiplera, i jego przeciwników i ich los powędrował w różnych kierunkach.
Tak oto Wipler utworzył dwa środowiska w partii - "Spółdzielnię" i "Beton", które trwale wobec siebie zantagonizował. Na tym się to jednak nie skończyło. Do zwycięskiej batalii musiał postawić kolejny, już piąty krok. Trzeba swoją pozycję zalegalizować. Październikowy konwent miał go uczynić wiceprezesem. Rzeź przy głosowaniu nad absolutoriami, oczywiście wcześniej zaplanowana, miała jeden niespodziewany element - jedyną osobą, którą Wipler umieścił we frakcji betonowej i nie została przez konwent zanihilowana był - lider Pomorza, Artur Dziambor. Pokazało to słabość Wiplera wobec tej osoby, gdyż z łatwością udało mu się uwalić mnóstwo ludzi, którzy nawet nie brali udziału w konflikcie wewnątrzpartyjnym, a Dziambora jakoś nie. Zabawnym był też fakt, że nawet prowadzący konwent, Dominik Kowalski, człowiek Dominika Charasima i ekipy ze Śląska trzymającej z Wiplerem był tak przekonany o tym, że Dziambor zostanie pozbawiony absolutorium, że nawet pomylił się i ogłosił, że "absolutorium nie otrzymał" - dopiero chwilę po tym dotarło do niego, że się mylił. Było ciężko, lecz Wipler osiągnął to co chciał - jego stronnicy stanowili większość w Radzie Głównej partii, mógł szykować się do tworzenia koła poselskiego i odpuścić sobie na chwilę wewnętrzne wojny w partii.
Szósty krok Wiplera został właśnie postawiony. Po zaskakującej decyzji o zmianie prezesa partii, Wipler zdał sobie sprawę, że mit założycielski jego frakcji, czyli "zły beton", dzięki któremu udało mu się wejść na szczyt partyjnej hierarchii jest w stanie go zaskoczyć i zrobić wyjątkowo sprytny manewr, po prostu zmieniając prezesa - z powodów, nie ideologicznych, personalnych, a z czysto technicznych. Wywróciło to do góry nogami cały jego plan i doprowadziło do jego konstatacji, że musi wypowiedzieć środowisku, które sam stworzył i powrzucał do niego pojedyncze jednostki związane z KNP ,wojnę na śmierć i życie. Postawił wszystko na jedną kartę i uznał, że zniszczy lata pracy działaczy KNP, założy nową partię gdzie sam będzie realizował władzę i namówi swoich ludzi do kreowania wizji nadchodzącej, nowej partii (wydzwaniając po wszystkich liderach KNP i stawiając ich przed rzekomym faktem dot. powstania nowej partii). Udało mu się zbudować atmosferę napięcia, grzmiąc na konferencjach prasowych o "zamachu stanu w KNP", "nożu w plecach JKM-a", wykrzykując wiernopoddańcze frazy w stosunku do JKM-a (narażając się tym na śmieszność gdyż, będąc działaczem Prawa i Sprawiedliwości traktował swojego "wodza" z politowaniem i wręcz naśmiewał się z niego)
Mamy do czynienia ze skrajną dezinformacją. Wipler i Berkowicz już nawet nie kryją się na spotkaniach z możliwością złagodzenia sporu. Oni grają na nową partię, i choć wychowałem się na Korwinie, przyznaję się, że jestem korwinistą - pójdę z JKM-em wszędzie, ale wszędzie tam gdzie Wipler i jemu podobni nie będą mieli na niego wpływu. Dlatego Drodzy Przyjaciele, nie pozwólmy Wiplerowi postawić kolejnego kroku, który będzie niczym innym jak zniszczeniem naszej pracy.
Also sprach Miguel Traves de la Puerta
P.S. To tylko początek moich spostrzeżeń. Mam jeszcze mnóstwo ciekawostek i kwestii, które muszą zostać wytłumaczone - bo brak sympatii do "betonowych" członków rozumiem, ale kłamstwa ze strony Wiplera w stosunku do Michała Marusika, Artura Dziambora, Stanisława Żółtka i Jacka Wilka, w celu ich zdyskredytowania przed nieświadomymi sympatykami - nie zdzierżę i będę je publicznie napiętnował.
Przemysławie Wiplerze, przyjmuję Twój poziom prowadzenia dyskusji "zewnątrz-partyjnej".
Wyjątkowo pompatyczna forma moich wpisów, będzie zdobić treść służącą opisaniu tego co nieopisane, wytłumaczeniu tego co niewytłumaczone, zdefiniowaniu tego co niezdefiniowane i tak dalej, i tak dalej. Cieszę się, że poczułem w sobie moralne "zielone światło" do przedstawienia różnych zawiłości życia partyjnego, do czego zawsze czułem wstręt. W czasie trwania, stanu wyjątkowego, gdzie jedna strona konfliktu w sposób bezczelny atakuje drugą, korzysta z ciosów poniżej pasa, używa partyjnych kanałów przepływu informacji do swojej walki o dezintegrację środowiska i utworzenia Nowego Ugrupowania, które miałoby być potwierdzeniem teorii krążenia elit Pareto, oraz w którym to "stara elita" spod znaku Stanisława Żółtka, Michała Marusika, miałaby zostać zamieniona "nową elitą" spod znaku Przemysława Wiplera, Konrada Berkowicza.
Przede wszystkim, na wstępie merytorycznym, chciałbym dobitnie podkreślić, że nie jestem wrogiem Przemysława Wiplera ani Konrada Berkowicza (no, w jego przypadku - to jestem wrogiem jego pozamerytorycznej formy wypowiadania się). Niemniej jednak, na potwierdzenie tych słów, szczególnie w wypadku posła Kongresu Nowej Prawicy - nie byłem jego wrogiem i nawet (czym zaskoczę swoich "betonowych" kolegów) popierałem jego start w Warszawie, z 1-ki do Europarlamentu gdyż uznawałem, że zwiększa to szanse na mandat dla JKM-a, Stanisława Żółtka (ogólniej - dla partii). Jednak wieczorem, 25-ego maja, po usłyszeniu wyników wyborów - uznałem, że myliłem się (mea culpa), a wieczorem 16-ego listopada, kiedy to zobaczyłem wyniki wyborów samorządowych - uznałem, że start Michała Marusika - był nawet lepszą opcją, i nie zdziwiłbym się gdyby Przemysław Wipler uzyskał gorszy wynik... Mniejsza - teraz tego nie zweryfikujemy więc przejdźmy do rzeczy.
Z racji tego, że wypowiedzi prezesa KNP (przypominam malkontentom - jest nim Michał Marusik) są bardzo wyważone i starają się łączyć, nie dzielić, a w obliczu zmasowanego ataku medialnego Przemysława Wiplera oraz jego stronników na legalną władzę w partii - uważam za "prezesowy" błąd. Jeżeli przeciwnik wyciąga broń palną i celuje nią w honorowego szermierza, wysyła explicite sygnał, że nie będziemy walczyć na szpady/florety/szable, tylko przechodzimy na wyższy poziom brutalności.
Z początku sam nie byłem zadowolony z decyzji Konwentyklu dot. zmiany prezesa partii z JKM-a na Michała Marusika. Jednak, jako legalista, uznałem tę zmianę (nie chodzi tu, rzecz jasna, o personalia - wybór Konrada Berkowicza/Artura Dziambora/Jacka Wilka/Przemysława Wiplera/Stanisława Żółtka - również bym zaakceptował, mając mniejsze lub większe zastrzeżenia, ale nigdy w świecie nie wypowiedziałbym posłuszeństwa w taki sposób z jakim mamy do czynienia teraz, oczywiście ze strony ludzi Wiplera) i dalej ją uznaję, a po reakcji środowiska, darzę tę decyzję co raz to większą sympatią.
Dla środowiska poszedł jasny sygnał. "Oni źli" - "My prawi". Rozłóżmy to na czynniki pierwsze - jacy "My"? "My" czyli konglomerat skonstruowany przez Wiplera posługujący się żałosną retoryką "bycia bardziej korwinowym od samego Korwina", z drugiej strony mamy to, bardzo pieszczotliwie określenie, "Oni". Kim są "Oni"? "Betonem" (jeszcze piękniejszy zwrot), "leśnymi dziadkami (mój faworyt), "hamulcowymi" (mhm..), można by wymieniać i wymieniać, popisując się przy tym co raz to nowszymi konstrukcjami semantycznymi. W każdym razie, po tym wpisie jestem już, z całą pewnością, w jednym worku z "Nimi". Jakie jest źródło tego podziału? Czy w którejkolwiek dyskusji na facebooku, werbalnych przepychankach ktoś spróbował znaleźć źródła takiego, a nie innego podziału? Jeżeli nie, potraktuję to jako wyzwanie i przedstawię Wam historię tego głośnego podziału. Po zrobieniu wywiadu środowiskowego, po rozmowach z wieloma działaczami (starymi i nowymi, "betonem" i "społdzielcami" etc.) wypracowałem pogląd, który raz na zawsze przedstawi dobrze uargumentowane źródło powstania takiego, a nie innego podziału w partii.
W tym miejscu stawiam tezę, którą postaram się uargumentować: Przemysław Wipler jest twórcą frakcji betonowej.
Przeciwnicy betonu w tym momencie wybuchną śmiechem. Nie każę im tego czytać więc pozwalam im teraz na powrót do krainy facebooka gdzie mogą śmiało zająć się wyzywaniem Marusika/Wilka/Dziambora/Żółtka/Daleckiego/Pawlaka i wypisywaniem peanów na cześć JKM-a/Wiplera/Berkowicza. Moją analizę kieruję do ludzi samokrytycznych z obu stron sporu, którzy są w stanie wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski.
Cofnijmy się do roku 2014, który to przyniósł wiele wyjątkowo dynamicznych wydarzeń w życiu politycznym Kongresu Nowej Prawicy. W pewnym momencie w partii pojawia się Przemysław Wipler, silny merytoryczny steryd (oczywiście mający też swoje skutki uboczne - słynna sprawa na Mazowieckiej), zadający być może śmiertelny cios formacji Jarosława Gowina, pokazując Polakom, że to KNP jest partią bardziej wiarygodną do realizowania, w gruncie rzeczy, podobnych postulatów. No cóż, uważałem, że to jest pozytywne novum i w przeciwieństwie do wielu partyjnych kolegów, nie krzyczałem "hańba!", gdyż nie odczuwałem takiej potrzeby.
Pierwszym krokiem Przemysława Wiplera była próba uzyskania warszawskiej 1ki do Europarlamentu przy poparciu... Samego JKM-a. Motywował to m.in. chęcią zemsty wobec Pawła Kowala (taka vendetta bardzo mi się podobała gdyż jest to jeden z niewielu znienawidzonych przeze mnie polskich polityków), który to wyrolował środowisko Wiplera z Polski Razem JG i miał większy wpływ na decyzje Gowina, aniżeli Wipler, któremu marzyło się bycie drugą, jeżeli nie pierwszą twarzą tego środowiska politycznego. Starania Wiplera spełzły na niczym, a ten musiał pogodzić się z decyzją władz partii i przyłączyć się do kampanii europarlamentarnej, jako jej trwały, choć niekandydujący, element.
Następnym krokiem Wiplera stało się szukanie sojuszników w ramach partii, przy których będzie mógł wzmacniać swoją pozycję. Ostentacyjne poparcie "dwóch dwójek" - Jacka Wilka w Warszawie, i Konrada Berkowicza w Krakowie nie miało żadnego sensu politycznego, gdyż wszyscy wiemy, że w 99% przypadków to 1-ki są wybierane. Ku czemu miało to służyć? Czy ktokolwiek z czołowych członków partii, nie kandydujący w tych wyborach popierał jakieś 2-ki na liście? Oczywiście, że nie. Był to jedynie prywatny sposób Wiplera na pokazanie światu, że on stoi po stronie "tych", a nie "tamtych". Tym sposobem antagonizowania ludzi pokazywał, że "skoro 2-ki są lepsze od 1-ek, znaczy, że władze popełniły złą decyzję, a swoim wiplerowskim poparciem wyrazi swój sprzeciw wobec tychże błędów" (dowodem na potwierdzenie argumentu, że był to tylko sposób na pozyskiwanie sojuszników jest fakt, że Jacek Wilk jako kandydat na prezydenta Warszawy już nie był w mniemaniu Wiplera takim dobrym kandydatem, jak do Europarlamentu - pewnie dlatego, że alternatywą nie był już, ostrożny wobec Wiplera, Michał Marusik - a sam Przemysław Wipler)
Długi okres przerwy między wyborami - z perspektywy zwykłych sympatyków, nie działaczy - wydaje się raczej nudnym. Nic bardziej mylnego. Po 25 maja rozpoczęła się wytężona działalność Przemysława Wiplera na rzecz budowy własnego zaplecza w ramach KNP, w tym momencie przechodzimy do kroku trzeciego. Jest nim próba zbudowania koła poselskiego, które miałoby sprawić, że przekaz medialny Przemysława Wiplera, jako reprezentanta KNP, będzie bardziej wiarygodny i pozwoli mu na uniezależnienie się od, wciąż nieufnych mu, władz partii. Łukasz Gibała, Jacek Żalek, to tylko niektóre z nazwisk które Wipler chciał pozyskać w szeregi partii. Ciekawym jest przykład Jarosława Jagiełły, który wypełniał 1/3 celów Wiplera, lecz w obawiae o lincz ze strony Internautów, Wipler zaczął wypowiadać się negatywnie o decyzji przyjęcia go do KNP, choć w głębi duszy cieszył się z tego powodu. Niestety, Jarosław Jagiełło odpuścił sobie zabawę w korwinistę przez co opuścił, jeszcze nieistniejące, koło poselskie KNP, pozostawiając marzenia Wiplera o kole na czas bliżej nieokreślony.
Krok czwarty, który pokrywał się czasowo z krokiem poprzednim wiązał się z badaniem nastrojów partii, co powoli zaczyna rozwijać przed nami tajemniczą genezę "betonu". Wipler jeździ (z JKM-em lub bez) po całej Polsce i wypatruje trzy najbardziej skłócone regiony KNP: 1)Małopolska 2)Śląsk 3)Warszawa
Każde z tych miejsc posiada swoje własne lokalne konflikty, jakieś wojenki personalne oraz problemy mniej niż bardziej złożone:
1) W Małopolsce pojawia się kłótnia między Stanisławem Żółtkiem a tandemem: Konrad Berkowicz & wybranka jego serca - Agata Banasik. Dlaczego doszło do tego konfliktu? Chodzą plotki, że poszło o kwestie... Ekhm... Jako przedstawiciel tego środowiska, z bólem serca i z niejakim wstydem to piszę - o kwestie materialne. Żółtek nie chciał zatrudnić Agaty Banasik w swoim biurze europoselskim, nie do końca był pewien co do rezygnacji z mandatu w wyborach parlamentarnych, czym z kolei rozsierdził Konrada Berkowicza. Konflikt urósł do rangi wojny (ponoć Żółtek wyrzucił siłą Berkowicza ze swojego domu gdyż ten zaczął rzucać "kur*ami" w obecności małżonki europosła). Co się dzieje w tym momencie? Do Krakowa przybywa rycerz na białym koniu - Przemysław Wipler. Co robi? Otwiera swoje biuro poselskie! Poseł z Warszawy otwiera swoje biuro poselskie w Krakowie, niesłychane! Ciekawe kto znalazł w nim zatrudnienie? ;)
Oczywiście, nie jest istotne skąd płyną pieniądze - czy z kancelarii sejmu czy z "Republikanów" - wyjątkowo zabawne. Tym krokiem, Przemysław Wipler na trwale zantagonizował Kraków, dzieląc go na "Żółtkowców" i "Berkowiczowców", mając tych drugich po swojej stronie.
2) Śląsk jest jeszcze cięższym polem partyjnym. Już od 2011, wciąż pojawiały się w nim kolejne konflikty. Mamy Dąbrowę Górniczą gdzie stacjonują "Starzy UPR-owcy" - Tomasz Skóra i Grzegorz Jaszczura, mamy część opanowaną przez zwolenników Wiesława Lewickiego, część opanowaną przez zwolenników p. Beaty Banasiewicz i część opanowaną przez Bogusława Cioka - dynamika zawierania sojuszy i prowadzenia wojen poszczególnych frakcji na Śląsku przypomina mi czasy gdy czytałem "wojny peloponeskie" Tukidydesa - niesamowite zjawisko. W każdym razie, tutaj Przemysław Wipler znalazł jeden punkt zaczepienia - fakt wyrzucenia p.p. Cioka i Lewickiego z partii przez organ zdominowany przez "Starych UPR-ców". Nie będę wchodził w dyskusje na temat zasadności tej decyzji, bo mam mieszane uczucia i ciężko wypracować mi jednoznaczny werdykt. Niemniej jednak Wipler odnalazł Dominika Charasima, który był głównym, partyjnym dzieckiem, Wiesława Lewickiego i udało mu się na trwałe ustawić go przeciwko starszyźnie ze Straży.
3) Akurat sprawa Warszawy mnie najbardziej bawi. Tutaj z kolei odnalazł spór między świeżo wybraną elitą oddziałową (słynne OGO - Oziębło, Gajda i Oleszczak) a założycielami oddziału, działaczami KNP od 2011 - m.in. Mieczysławem Burchertem, Tomaszem Daleckim, Dariuszem Wodnickim, Jackiem Wilkiem. Oczywiście stanął po stronie OGO, przez co ta nazwa, brzmiąca jak proszek do prania, przepoczwarzyła się w WOGO. Co mnie najbardziej bawi w tej sytuacji? To, że Przemysław Wipler nagle stał się wielkim przeciwnikiem Jacka Wilka, którego tak intensywnie popierał w obliczu wyborów do europarlamentu. No cóż, łaska posła na pstrym koniu jeździ.
Trzy powyższe konflikty, choć całkowicie niezwiązane ze sobą, pozwoliły Wiplerowi na połączenie ich w jeden wielki - co okazało się bardzo krzywdzące dla wielu osób, jak i dla całej partii. Właśnie w tym momencie dostrzegamy uformowanie tego mitycznego stronnictwa, które zwie się "betonem", do którego to poseł Wipler powrzucał najróżniejsze osoby, dzieląc partię na ich przeciwników (których to stał się nieformalnym liderem), jak i ich zwolenników:
- Wielkopolska przeszła pod skrzydła Przemysława Wiplera gdyż Artur Bednarz, jeden z czołowych dygnitarzy wielkopolskiego KNP, będący kiedyś Sekretarzem Generalnym partii, był współpracownikiem Wiesława Lewickiego i to wyrzucenie śląskiego działacza było powodem na wejście Wielkopolski pod skrzydła Wiplera. Oprócz tego Wiplerowi udało się skutecznie otrzeć łzy Wielkopolan, przypominając im ich wyrzuty wobec Artura Dziambora, który obiecał im kiedyś miejsca we władzach partii, co się nie spełniło - Wipler stawia sprawę "zero-jedynkowo" - albo "wróg" albo "przyjaciel". Bednarz i Kopacz stają się przyjaciółmi Wiplera, więc muszą automatycznie stać się wrogami środowiska, które to Wipler wskaże palcem.
- Dolny Śląsk za sprawą Roberta Maurera, który również stał po stronie Wiplera do czasu reakcji sympatyków KNP na słynną zmianę prezesa, której wnioskodawcą był właśnie wrocławski lider.
- Inne regiony są mniej istotne i oczywiście dzielą się na stronników Wiplera, i jego przeciwników i ich los powędrował w różnych kierunkach.
Tak oto Wipler utworzył dwa środowiska w partii - "Spółdzielnię" i "Beton", które trwale wobec siebie zantagonizował. Na tym się to jednak nie skończyło. Do zwycięskiej batalii musiał postawić kolejny, już piąty krok. Trzeba swoją pozycję zalegalizować. Październikowy konwent miał go uczynić wiceprezesem. Rzeź przy głosowaniu nad absolutoriami, oczywiście wcześniej zaplanowana, miała jeden niespodziewany element - jedyną osobą, którą Wipler umieścił we frakcji betonowej i nie została przez konwent zanihilowana był - lider Pomorza, Artur Dziambor. Pokazało to słabość Wiplera wobec tej osoby, gdyż z łatwością udało mu się uwalić mnóstwo ludzi, którzy nawet nie brali udziału w konflikcie wewnątrzpartyjnym, a Dziambora jakoś nie. Zabawnym był też fakt, że nawet prowadzący konwent, Dominik Kowalski, człowiek Dominika Charasima i ekipy ze Śląska trzymającej z Wiplerem był tak przekonany o tym, że Dziambor zostanie pozbawiony absolutorium, że nawet pomylił się i ogłosił, że "absolutorium nie otrzymał" - dopiero chwilę po tym dotarło do niego, że się mylił. Było ciężko, lecz Wipler osiągnął to co chciał - jego stronnicy stanowili większość w Radzie Głównej partii, mógł szykować się do tworzenia koła poselskiego i odpuścić sobie na chwilę wewnętrzne wojny w partii.
Szósty krok Wiplera został właśnie postawiony. Po zaskakującej decyzji o zmianie prezesa partii, Wipler zdał sobie sprawę, że mit założycielski jego frakcji, czyli "zły beton", dzięki któremu udało mu się wejść na szczyt partyjnej hierarchii jest w stanie go zaskoczyć i zrobić wyjątkowo sprytny manewr, po prostu zmieniając prezesa - z powodów, nie ideologicznych, personalnych, a z czysto technicznych. Wywróciło to do góry nogami cały jego plan i doprowadziło do jego konstatacji, że musi wypowiedzieć środowisku, które sam stworzył i powrzucał do niego pojedyncze jednostki związane z KNP ,wojnę na śmierć i życie. Postawił wszystko na jedną kartę i uznał, że zniszczy lata pracy działaczy KNP, założy nową partię gdzie sam będzie realizował władzę i namówi swoich ludzi do kreowania wizji nadchodzącej, nowej partii (wydzwaniając po wszystkich liderach KNP i stawiając ich przed rzekomym faktem dot. powstania nowej partii). Udało mu się zbudować atmosferę napięcia, grzmiąc na konferencjach prasowych o "zamachu stanu w KNP", "nożu w plecach JKM-a", wykrzykując wiernopoddańcze frazy w stosunku do JKM-a (narażając się tym na śmieszność gdyż, będąc działaczem Prawa i Sprawiedliwości traktował swojego "wodza" z politowaniem i wręcz naśmiewał się z niego)
Mamy do czynienia ze skrajną dezinformacją. Wipler i Berkowicz już nawet nie kryją się na spotkaniach z możliwością złagodzenia sporu. Oni grają na nową partię, i choć wychowałem się na Korwinie, przyznaję się, że jestem korwinistą - pójdę z JKM-em wszędzie, ale wszędzie tam gdzie Wipler i jemu podobni nie będą mieli na niego wpływu. Dlatego Drodzy Przyjaciele, nie pozwólmy Wiplerowi postawić kolejnego kroku, który będzie niczym innym jak zniszczeniem naszej pracy.
Also sprach Miguel Traves de la Puerta
P.S. To tylko początek moich spostrzeżeń. Mam jeszcze mnóstwo ciekawostek i kwestii, które muszą zostać wytłumaczone - bo brak sympatii do "betonowych" członków rozumiem, ale kłamstwa ze strony Wiplera w stosunku do Michała Marusika, Artura Dziambora, Stanisława Żółtka i Jacka Wilka, w celu ich zdyskredytowania przed nieświadomymi sympatykami - nie zdzierżę i będę je publicznie napiętnował.
Przemysławie Wiplerze, przyjmuję Twój poziom prowadzenia dyskusji "zewnątrz-partyjnej".
Subskrybuj:
Posty (Atom)